Kto by pomyślał, że najważniejsi politycy PRL-u swoje życie powierzali wytworowi kapitalistycznego przemysłu i opancerzone limuzyny kupowali od... Amerykanów. O tym cadillacu niewątpliwie było bardzo głośno. Nikt jednak nie wierzył, że istnieje naprawdę. Jednak pancerny, czarny wóz odnalazł się i trafił właśnie do Muzeum Techniki i Motoryzacji w Otrębusach.
- To auto zrobione na zamówienie. Kosztowało 110 tys zł. Dla porównania za fiata trzeba było wtedy zapłacić około 2 tys. zł - opowiada Patryk Mikiciuk, współwłaściciel muzeum w Otrębusach.
- Samochód trafił do Polski w 1978 roku. Ważył 4,5 tony. Był oczywiście opancerzony. Poza płytami ołowiano-tytanowymi miał też wstawki z kevlaru - materiału, z którego dziś robi się kamizelki kuloodporne. Jak na tamte czasy było to bardzo nowoczesne zabezpieczenie - wyjaśnia Mikiciuk.
Cadillac przez lata stał ukryty w kontenerze przy Dworcu Gdańskim. - Wóz miał oznaczenia i tablice rejestracyjne amerykańskiego korpusu dyplomatycznego. Plan ewakuacji zakładał, że gdyby trzeba było wywieźć pierwszego sekretarza z kraju, za kierownicą miał usiąść kierowca w amerykańskim mundurze - dodaje.
>>> Cadillac Baracka Obamy - oto pancerna limuzyna prezydenta Stanów Zjednoczonych <<<
Legenda głosi, że pierwszy sekretarz miał uciekać w specjalnie przygotowanej skrytce w bagażniku wozu.
- Auto było przerabiane, więc nie możemy tego potwierdzić. Udało nam się jednak skontaktować z mechanikiem, który twierdzi, że w latach 90. miał ten wóz w warsztacie i że osobiście zdejmował opancerzenie z bagażnika. Normalnie zabezpiecza się kabinę, a nie bagażnik - twierdzi Mikiciuk.
- Samochód w 1987 roku został sprzedany prywatnemu właścicielowi. Cadillaca znaleźliśmy na posesji pod Radomiem. Właściciel trzymał wóz pod gołym niebem. Przerabiano go, żeby przystosować do normalnej jazdy, m.in. demontując opancerzenie - opowiada Mikiciuk.
Od dziś samochód można obejrzeć w Muzeum Techniki i Motoryzacji w Otrębusach.