11 stóp i 8 cali, a mówiąc po naszemu, 3,5 metra - tyle wynosi wysokość jednego z najsłynniejszych przejazdów pod wiaduktem kolejowym. To niewiele, ale przeszkoda jest widocznie oznakowana. Przejazd cieszy się niezbyt dobrą sławą, bo od 2008 roku, nagrano tam 143 wypadki, polegające na zawadzeniu dachem o krawędź wiaduktu. Ten wynik sprawił, że most bywa nazywany "The Canopener", czyli otwieraczem do puszek. Ponad 100-letnia konstrukcja była budowana w czasach, gdy przepisy nie określały minimalnej wysokości przejazdu.
Liczba wypadków przyciągnęła uwagę mediów, a nawet zebrała wokół felernego wiaduktu społeczność. Kilka lat temu powstała strona internetowa 11foot8.com, na której znajdziemy filmiki z wypadków i kilka słów o samym moście. Mało tego, istnieje nawet sklep internetowy, w ktrórym możemy kupić szczątki pojazdów zniszczonych w wyniku spotkania z mostem. Trzeba przyznać, że niektóre z pozwijanych fragmentów blachy tłumaczą skąd wziął się przydomek wiaduktu. No i mają w sobie coś ze sztuki nowoczesnej.
Czy można coś z tym zrobić? Prawodpodobnie byłoby to możliwe, tyle że nieprzyzwoicie drogie. Pomysły obejmowały już obniżenie poziomu drogi, lub wyniesienie mostu na większą wysokość. Wszystkie te idee upadały, bo kolejowy przejazd jest w regularnej eksploatacji. Generuje również wydatki, związane z zapewnieniem bezpieczeństwa przejazdu. Konstrukcja po kilkuset uderzeniach i codziennym ruchu składów kolejowych, ma w końcu prawo dawać oznaki zmęczenia.
Nim powiecie, że "to w końcu Ameryka", musicie wiedzieć, że podobne wypadki często zdarzają się również w Europie i są opisywane na stronie 2m40. Parę lat temu wystartowała francuska strona, która dokumentowała zdarzenia, ze szczególnym uwzględnieniem tych, które wystąpiły na niespełna 3-metrowym przejeździe we Francji.
W Polsce wysokość podana na znaku drogowym musi być zaniżona względem faktycznej o 50 cm. Taki wymóg daje z reguły bezpieczny zapas, choć wjeżdżając zestawem mierzącym 4,1 metra pod wiadukt oznakowany wysokością np. 3,8 m, robimy to na własne ryzyko i narażamy się na mandat. Wygląda na to, że w Północnej Karolinie wartość podana na znaku jest niemal równa z faktyczną wysokością przejazdu. Nie zmienia to faktu, że do takiej liczby wypadków doprowadziła nieuwaga kierowców, którzy ignorują ostrzeżenia. A tych jest już kilka, włącznie z wielkim napisem komunikującym konieczność zawrócenia kierowcom ponadwymiarowych pojazdów.