Nagranie udostępnione przez kanał STOP CHAM ukazuje groźny wypadek motocyklisty, dla którego brawurowe wyprzedzanie mogło być ostatnim w życiu. Rozbrajający jest również komentarz nagrywającego, który pyta się motocyklisty, czy "potrzeba jakąś policję?" po tym, jak kierujący jednośladem spowodował zagrożenie w ruchu drogowym, skosił znak drogowy i ewidentnie postanowił uciekać z miejsca zdarzenia. Ale po kolei.
Polecany artykuł:
Cała sytuacja rozegrała się na drodze wylotowej z Radomia, na której wygospodarowano szeroki "pas zjazdowy" z wysepkami na przejściach dla pieszych. To rozwiązanie jest całkiem wygodne i wpływa dodatnio na płynność ruchu, ale kusi kierowców możliwością wyprzedzania. Motocyklista postanowił zrobić ze środkowego pasa użytek i wyprzedzać do oporu. Przeliczył się jednak i najechał na wysepkę, która wybiła maszynę w górę i doprowadziła do utraty panowania nad jednośladem.
Szczęście w nieszczęściu
Motocyklista miał niebywałe szczęście, bo widać, że uczepiony motocykla został mocno sponiewierany i poszarpany. Kumulacja farta miała jednak miejsce, gdy jednoślad skosił znak drogowy, który bez wątpienia zabiłby motocyklistę w razie bezpośredniego kontaktu z jego ciałem. Po wszystkim mężczyzna błyskawicznie wstał i podbiegł do motocykla, ponosząc go z ziemi. Adrenalina zrobiła swoje? A może miał coś na sumieniu? Pewne jest jedno - w tym momencie było zbyt wcześnie aby mówić, że motocykliście nic się nie stało.
Pod wpływem emocji i z adrenaliną we krwi wszystko jest możliwe. Choć na pierwszy rzut oka poszkodowanemu nic nie dolega, ból i skutki obrażeń mogą ujawnić się z czasem, np. po powrocie do domu. Nie jest rzadkością sytuacja, w której osoby po wypadku wracają do domu, a godzinę później wyjąc z bólu trafiają do szpitala. Pozostaje mieć nadzieję, że motocyklista nie miał powodu do ucieczki, a jego stan nie pogorszył się kilka godzin później.
Zobacz WIDEO: