Kilka minut później okazało się, że zamiast przewidzianych przez konstruktorów 5 pasażerów, auto mieści trzy razy więcej ludzi.
Do próby bicia rekordu pojemności "garbusa" doszło w sobotę o godz. 14. przed wejściem do Arkadii. Chętnych do odegrania roli szprotki wylosowano spośród licznie zgromadzonej publiczności. Żaden z nich nie pamięta czasów, gdy to kultowe dziś auto było produkowane w Europie (do 1978 r.).
Garbusem na wczasy
Prowadzący "upychanie" dziennikarze motoryzacyjni: Włodzimierz i Maciej Zientarscy podkładali swe głosy w mającym wkrótce wejść na ekrany filmie "Garbi super bryka". Jak wspominali, sami też jeździli własnym Garbim.
- Miałem chyba 7 lat, gdy ojciec dojechał do nas na zimowe wczasy. Zepsuła mu się regulacja ogrzewania, a więc po drodze zdejmował kolejne części garderoby.
Do nas dojechał prawie nagi, a termometr zatrzymał się kilkanaście stopni poniżej zera - mówił Maciek Zientarski. Jak mówi, miał ojcu za złe, że po dwóch latach sprzedał to auto, choć dziś przyznaje, że nie czuł do niego sentymentu. - Bardzo jednak szanuję i podziwiam ludzi, którzy restaurują te auta i cieszą się nimi - dodaje.
Weszłoby więcej
Grzegorz Górniak (24 l.) z Łomianek, który do Arkadii przyjechał na zakupy, przed kilkoma laty jeździł "garbusem". Dzięki niemu łatwiej mu było nawiązać kontakty z dziewczynami. W sobotę jako ostatni zmieścił się do auta.
- Weszłoby jeszcze kilka, ale trzeba by jeszcze trochę popróbować. Tak z marszu i bez próby inaczej się nie dało - mówił pan Grzegorz.
Choć rekord nie padł, bo zdarzało się już nawet w Polsce, że w "garbusie" mieściło się 27 osób (zlot "garbusiarzy" - Kluczbork 2004 r.), to zabawa była przednia. Widzowie dopytywali się, kiedy odbędzie się następna próba.