W Holandii i Wielkiej Brytanii od tej pory znacznie trudniej będzie kupić japońskiego diesla. Jedyną jednostką wysokoprężną dostępną w gamie, będzie wariant 1.6. Takim silnikiem podzielą się ze sobą modele Yaris i Auris. Dotychczasowa dwulitrowa jednostka z RAV4 zniknie na dobre. Jednak Land Cruiser i auta dostawcze zachowają pełną gamę silnikową. Im "kastracja" z diesli nie grozi.
Testowaliśmy takie auto: Toyota Auris 1.6 D-4D
Skąd taki krok? Przede wszystkich chodzi o ekologię. Jednak nie bez znaczenia jest też struktura rynku w tych dwóch wysoko rozwiniętych krajach. Do tej pory udziały sprzedaży wysokoprężnych modeli Toyoty na rynkach były śladowe. Tylko 1,8% zamówień na Aurisa obejmowało auta wyposażone w silniki wysokoprężne. Jeszcze mniejszy wynik uzyskała RAV4 – 1,3%. Nieco lepiej na rynku radził sobie Avensis z dieslem (co z pewnością było zasługą dużych flot), bo aż 18% tych aut zamawianych w Holandii i Wielkiej Brytanii było wyposażonych w silniki diesla.
Toyota nie jest prekursorem jeśli chodzi o wycofywanie silników wysokoprężnych. W końcu nie od wczoraj słyszymy hasła, że już za 10 lat w niektórych krajach nie kupimy dosłownie żadnego nowego auta zasilanego olejem napędowym. Deklarację wycofania się z produkcji takich jednostek napędowych złożyła między innymi marka Volvo. Powodem jest też zamykanie centrum dużych miast dla samochodów z takim źródłem zasilania. Dieslem, nawet nowym i spełniającym wszystkie normy emisyjne, nie wjedziemy już np. do centrum Berlina. Holandia słynie jednak z jeszcze bardziej restrykcyjnych norm, dlatego ruch Toyoty na tamtym rynku nie powinien nikogo dziwić.