Zaczyna się dość niewinnie. Czerwona Corolla mknie przez pustynię, wyprzedzając historyczne pojazdy. Toyota sięga w przeszłość daleko, bo aż po konne bryczki. Następnie mamy pierwsze automobile i wyścigowe bolidy, pozostawione w tumanach kurzu przez japoński wóz.
Najciekawsze jednak przed nami. W końcu pojawia się Toyota 2000GT - piękne coupe tej marki, produkowane na przełomie lat 60 i 70. To jedyna sytuacja, w której Toyota wyprzedza inną Toyotę, ale zarazem oddaje hołd legendarnemu modelowi. Poza tym, widać w tym ujęciu zupełnie inny klimat, wypełniony chemią między jednym, a drugim samochodem. A może raczej między ich kierowcami?
Dalej, Japończycy lecą już po bandzie. Hybrydowy kompakt mija auto przypominające Ferrari, znajdujące się... na lawecie. Nazwać to złośliwością, to za mało.
Chwilę później Corolla wyprzedza dymiące diesle, wśród których można dostrzec SUV-y przypominające Mercedesa GL i Volkswagena Touarega. Łatwo się domyślić, że w tym ujęciu dostało się Niemcom. Ale to wciąż nie jest największa kontrowersja tej reklamy.
Elektryczny samochód stoi przy ładowarce, a jego właściciel bezradnie spogląda na zegarek, gdy mija go Toyota. No tak, klasyczne hybrydy ładują się podczas hamowania, przez co nie trzeba tracić cennego czasu na ich ładowanie. Ta dość mało subtelna sugestia wywołała oburzenie wśród miłośników i posiadaczy aut elektrycznych.
Szpila wbita każdemu po kolei. Tak najkrócej można podsumować nowy spot Corolli, która w ostatnim ujęciu samotnie, a zarazem triumfalnie wjeżdża do miasta. Jeśli nowa generacja kompaktowego przeboju jest tak dobra, jak 60-sekundowa reklama, mamy murowany bestseller. Ile kosztuje w Polsce nowa Corolla? Pełny cenni opublikowaliśmy tutaj - KLIKNIJ i SPRAWDŹ.