Połowa września to czas, w którym europejskie drogówki pracują na pełnych obrotach. Wszystko w ramach "Road Safety Days" - akcji mającej na celu poprawę bezpieczeństwa w ruchu drogowym i zmniejszenia liczby ofiar wypadków. Polska ma w tej kwestii spore pole do popisu, bo liczba śmiertelnych zdarzeń na naszych drogach wciąż plasuje nas na szarym końcu w rankingach krajów Unii Europejskiej.
Polecany artykuł:
W akcję zaangażowani byli policjanci drogówki, ale i nowoczesny sprzęt, który mają do dyspozycji. Radiowozy, drony i radary miały przynieść efekt w postaci zmniejszenia liczby ofiar. Rzut oka w statystyki zdradza, że do "wizji zero" wciąż jest w naszym kraju bardzo daleko.
Z danych, które przytacza Autokult wynika, że na polskich drogach praktycznie codziennie giną ludzie. W 2021 roku były jak na razie zaledwie 4 dni, w których nikt nie zginął. W dzień wieńczący akcję "Road Safety Days", a więc 21 września, miało miejsce 69 wypadków drogowych. W ich wyniku 79 osób zostało rannych, a 5 poniosło śmierć. W 2020 roku, średnio każdego dnia ginęło 6,8 osoby, co w przeliczeniu na milion mieszkańców daje zatrważające statystyki.
Co sprawia, że polskie drogi są tak niebezpieczne? Na to składa się wiele czynników, ale najważniejszymi są braki w infrastrukturze drogowej, brawura za kierownicą i fakt, że Polacy jeżdżą starymi autami. Średni wiek samochodu osobowego w naszym kraju wynosi ponad 14 lat, a w świecie motoryzacji jest to prawdziwa przepaść, jeśli mówimy o kwestiach bezpieczeństwa.