Kto nie mógł uwierzyć, że od 1 stycznia fotoradary przestaną łapać kierowców, ten powinien odzyskać wiarę. W związku z tym, że straż miejska nieodwołalnie straciła uprawnienia do ich obsługi, wiele maszynek do wyłapywania wykroczeń ustawianych przy trasach i w miastach w Polsce, zostało owiniętych czarną folią.
Część samorządowców obawia się wzrostu liczby wypadków i niebezpiecznej jazdy kierowców. - Boimy się, że prędkości znowu wzrosną i pojawią się wypadki śmiertelne - mówi burmistrz Deszczna Paweł Tymszan. Policja uspokaja, drogówka oraz Inspekcja Transportu Drogowego będą wciąż używać fotoradarów. Póki co nie przejmą jednak urządzeń straży miejskiej - konieczne jest podłączenie ich do istniejącego systemu.
Zobacz: Warszawa żegna fotoradary. Straż miejska wyłącza urządzenia
Prawie 400 fotoradarów strażników trafia do piwnic i magazynów. Część pozostaje zaślepiona na drogach. Burmistrz Debrzna proponuje nowe zastosowanie nieużywanego sprzętu - stworzenie muzeum fotoradarów. Mimo, że nie będą robiły już zdjęć na drogach fotoradary wciąż będą zarabiać.
Co teraz ze straszącymi czarnymi pudłami? Zgodnie z przepisami GITD mógłby przejąć nad nimi nadzór. Taką wolę wykazała również przykładowo warszawska straż miejska, która uważa, że w miejscach, w których funkcjonowały ich fotoradary, znacznie poprawiło się bezpieczeństwo i zmalała liczba groźnych wypadków oraz kolizji. Strony nie porozumiały się jednak dotąd w sprawie przekazania sprzętu.