Od czwartku (16.04) wchodzą w życie nowe ustalenia dotyczące zakrywanie twarzy w miejscach publicznych. Wskazują one, że gdy jesteśmy poza domem, powinniśmy zakryć usta i nos, by ograniczyć transmisję koronawirusa. Kierowcy zastanawiają się, czy konieczność zakrywania twarzy dotyczy ich również gdy siedzą w swoim samochodzie. Wszak są wtedy poza domem. Minister zdrowia, Łukasz Szumowski odpowiada - zakładanie maseczki we własnym aucie nie jest konieczne i policja nie powinna karać mandatami za jazdę bez zakrytych ust i nosa.
Sprawdź: Sprawdziliśmy! Można wymienić opony w czasie obostrzeń. Władza uznała, że to czynność niezbędna
Maseczki zapobiegają przede wszystkim zarażaniu innych - powinniśmy je nosić, by uniknąć przekazania patogenu dalej. Możemy być chorzy i o tym nie wiedzieć, lub choroba może się w nas dopiero rozwijać. W obu sytuacjach narażamy na zakażenie osoby postronne. Jazda samochodem w masce nie miałaby sensu również dlatego, że im dłużej mamy maskę na sobie, tym gorzej ona działa. W wyniku wilgoci może przemoknąć, a zwilżona powierzchnia zwiększa szansę na "złapanie" patogenu podróżującego na kropelkach śliny w powietrzu.
Jest jednak druga strona medalu. Zdrowy rozsądek nie powinien pozwalać nam zapomnieć o tym, że gdy wsiadamy w auto, zazwyczaj udajemy się nim w konkretne miejsce, w konkretnym celu. Gdy nie mamy maseczki od początku podróży, będziemy zobowiązani do jej założenia gdy wysiądziemy z samochodu, a to należy robić tylko i wyłącznie czystymi rękoma. Częste zdejmowanie i zakładanie maski zwiększa ryzyko zarażenia, a także uszkodzenia sprzętu z założenia mającego chronić nas i innych.
Krótko mówiąc - jeśli wsiadamy do auta po to, by za chwilę z niego wysiąść, załatwić niezbędne sprawy i szybko wrócić, nośmy maseczkę przez cały czas - od wyjścia z domu do powrotu. Jeśli szykuje nam się dłuższa podróż, a w samochodzie spędzimy więcej niż 15 minut, zdecydowanie załóżmy maskę tylko wtedy, gdy z niego wysiadamy.