Śnieg na chodnikach, domach, zwisające długie sople, to cudowny i niebezpieczny zimowy krajobraz - zarówno dla pieszych, jak i kierowców. Kiedy pojawiają się pierwsze opady, na drogach oraz parkingach roi się od mistrzów kierownicy, którzy nie rezygnując z okazji, szlifują swoje umiejętności za kierownicą. Jak wiemy, trening czyni mistrza, jednak policja i prawo ruchu drogowego mają na ten temat inne zdanie.
Co może policja?
Kierowcy schwytani na kręceniu bączków czy przysłowiowym "lataniu bokiem" mogą się liczyć z poważnymi konsekwencjami. Policjanci mogą oczywiście przystać na pouczeniu, jednak najczęściej taka zabawa jest podciągana pod art. 86 - "spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym".
Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, nie zachowując należytej ostrożności, powoduje zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, podlega karze grzywny.
Dowiedz się: Zasady zimowej jazdy autem pod górę i zjazdu z górki
Zgodnie z policyjnym "cennikiem" za takie wygłupy grozi do 500 zł grzywny i 6 punktów karnych. Niestety, w niektórych sytuacjach na mandacie może się nie skończyć, ponieważ jak mówi paragraf 3 tego powyższego przepisu:
W razie popełnienia wykroczenia określonego w § 1 przez osobę prowadzącą pojazd można orzec zakaz prowadzenia pojazdów.
Oznacza to, że osobą decyzyjną na miejscu kontroli jest funkcjonariusz, z którym przyjdzie nam rozmawiać. Jeżeli policjant uzna, że kierujący stworzył zagrożenie, wówczas ma prawo zatrzymać jego uprawnienia na miejscu. W takiej sytuacji o dalszych losach zatrzymanego zadecyduje sąd.
Co grozi za driftowanie?
Zgodnie z tym, co możemy znaleźć w taryfikatorze mandatów, za "używanie pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim" policjant może nas ukarać mandatem w wysokości 200 zł (bez punktów karnych). Prawo ruchu drogowego nakazuje natomiast (art. 19) że "Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem (...)". W sytuacji, gdy policja złapie nas na driftowaniu pod marketem, możemy się spodziewać, że mundurowy podciągnie to właśnie pod ten paragraf. Wówczas grozi nam mandat w wysokości od 20 do 300 zł.
Kulig za samochodem to droga zabawa
Zgodnie z przepisami, prowadzenie kuligu na drogach publicznych jest surowo zabronione (art. 60): "Kierującemu zabrania się ciągnięcia za pojazdem osoby na nartach, sankach, wrotkach lub innym podobnym urządzeniu." Za złamanie tego przepisu kierowca może zostać ukarany mandatem w wysokości do 500 zł oraz otrzymać 6 punktów karnych. Choć przepis ten dotyczy wyłącznie dróg publicznych, w rzeczywistości ciężko stwierdzić, co jest taką drogą, a co nie. Nawet jeśli funkcjonariusz zgodziłby się z nami, że kulig przez nas prowadzony odbył się na poza obszarem drogi publicznej, nie oznacza to, że ominie nas kara. Mundurowy może w każdej chwili podciągnąć naszą zabawę pod art. 98 kodeksu wykroczeń, który mówi o prowadzeniu pojazdu w sposób powodujący zagrożenie w ruchu.