WARSZAWA: Urzędnicy miejscy mandatów w stolicy nie dostają!

2012-09-03 2:52

Czy jest coś, co miejscy szeryfowie robią lepiej niż holowanie samochodów, zakładanie blokad i uganianie się za "babciami z pietruszką"? Otóż jest! To wypisywanie mandatów za wjazd na most Śląsko-Dąbrowski! Są jednak tacy, którzy pomimo zakazów mogą bezkarnie przejechać przez zamkniętą przeprawę. Kto to taki? To miejscy urzędnicy! Dowodzi tego prowokacja "Super Expressu".

Popołudniowy szczyt to najgorszy możliwy moment do jeżdżenia po stolicy. Po zamknięciu tunelu Wisłostrady wszędzie są olbrzymie korki. Drogowcy co rusz wytyczają nowe objazdy, a kierowcy robią, co mogą, by nie utknąć w kolejnych zatorach. Aby choć trochę ułatwić im życie, w zeszłym tygodniu udostępniono dla ruchu most Śląsko-Dąbrowski. Ale uwaga! Zmotoryzowani warszawiacy mogą nim przejeżdżać tylko w godz. 10-15 i 19-6 rano. Jeżeli ktoś się zapomni albo spóźni i dostanie na przeprawę parę minut po tym czasie, może być pewien, że dostanie wysoki mandat w wysokości nawet 500 zł! Na wjazdach stoją bowiem strażnicy, którzy niezwykle sumiennie zatrzymują samochody.

Jak podają funkcjonariusze, tylko od października do teraz wypisali tam już 23 tys. 227 mandatów. Są jednak tacy, którzy nie muszą ich płacić. Udowodniła to prosta prowokacja dziennikarzy "Super Expressu".

Nasi reporterzy wsiedli do samochodu i ruszyli od strony Pragi na zamknięty most Śląsko-Dąbrowski. Po chwili na jezdnię wyskoczył strażnik z lizakiem, który kazał im zjechać na pobocze. Już miał poprosić o dokumenty, gdy nasz dziennikarz, machając wizytówką, rzucił krótko: - Jesteśmy urzędnikami z Ratusza. Ważnego gościa wieziemy. Spieszy nam się. Mamy pół godziny opóźnienia.

Te słowa podziałały jak magiczne zaklęcie. - Jedźcie, jedźcie - odparł strażnik, natychmiast odsuwając się od wozu i wskazując ręką na pustą drogę. Jak widać, urzędnicy mogą więcej. I to ma być sprawiedliwość?!