- Mieliśmy niedawno klienta, który przyjechał autem bez katalizatora. Podnieśliśmy auto i było widać, że został precyzyjnie wycięty. Złodzieje musieli użyć palnika, żeby zrobić to z taką precyzją - opowiada Rafał Ogrodowczyk (29 l.), mechanik z serwisu na Pradze-Południe.
- Nie mogliśmy uwierzyć, że ktoś wyciął z zaparkowanego auta taką część, a kierowca się nie zorientował - dodaje.
Okazuje się, że kradzieże katalizatorów to świetny biznes dla złodziei. Co więcej, powstają całe grupy przestępcze, które specjalizują się właśnie w takiej formie kradzieży.
- Parę miesięcy temu na gorącym uczynku zatrzymaliśmy trzech mężczyzn, którzy wycinali katalizator z Daewoo Nexii. Udowodniliśmy im na razie 14 podobnych kradzieży, ale podejrzewamy, że mogą ich mieć na koncie nawet 40. Działali na terenie całej Warszawy - wyjaśnia asp. Joanna Banaszewska (31 l.) z policji na Woli. - Skradzione elementy auta odsprzedawali później za około 100 zł. Okradali najczęściej samochody dostawcze - dodaje.
Dlaczego dostawcze? Odpowiedź jest prosta. Większe auto ma większy katalizator, który zawiera więcej cennej platyny. Złodzieje na jednym okradzionym aucie mogą zarobić od 100 do 200 zł.
Kilka dni temu mundurowi zatrzymali na Bemowie Pawła W. (30 l.). Mężczyzna wymontował z Peugeota części katalizatora i schował je w komórce sąsiada, żeby potem sprzedać. Narobił strat na 2 tys. zł.
- Wstawienie nowego katalizatora to koszt, w zależności od samochodu, od 1,5 do 3 tys. zł - wyjaśnia doświadczony mechanik Marek Ogrodowczyk.
Asp. Joanna Banaszewska (31 l.): Ta grupa złodziei specjalizowała się w katalizatorach
- Zlikwidowana przez wolskich policjantów grupa wycinała i sprzedawała katalizatory. Na razie postawiliśmy im 14 zarzutów, ale mogą mieć na koncie nawet 40 takich kradzieży.
