Są takie auta, których nikomu przedstawiać nie trzeba. Poczciwego Garbusa zna każdy. Sylwetka Porsche 911 uznawana jest za wzorzec sportowego wozu. Mini? Ten sympatyczny samochodzik wielu osobom kojarzy się Wielką Brytanią i Jasiem Fasolą. Co prawda grana przez Rowana Atkinsona postać miała w swoim egzemplarzu zdejmowaną kierownicę, ale o elektrycznym napędzie nawet ówczesny reżyser wizjoner nie słyszał. Teraz czasy są inne. Zmieniło się wiele. Bardzo wiele...
Bogata historia
Historia marki Mini mogłaby posłużyć za materiał na oddzielny artykuł. Pisząc w bardzo dużym skrócie ta angielska marka wypuściła na świat swoje pierwsze auto pod koniec lat 50-tych. Wielu z nas nie było wtedy jeszcze na świecie. Produkowane przez British Motor Corporation auto było mini nie tylko nazwy. Samochód mierzył nieco ponad 3 metry długości! Współczesne auta segmentu A są o wiele większe! Pomimo niewielkich gabarytów Mini z marszu zyskało dużą sympatię wśród klientów. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat pojawiło się kilka wersji nadwoziowych, wiele wersji silnikowych oraz cała masa odmian specjalnych. Mini brały udział w rajdach oraz często gościły na szklanym ekranie.
Stare Mini jeszcze w roku 2000
Ciekawostką może być fakt, że auto niemalże w niezmienionej formie produkowano do 2000 roku! Dobrym przykładem jest czerwony egzemplarz widoczny na zdjęciach. Z zewnątrz jest to klasyczne, typowe Mini, które wygląda jak prawdziwy klasyk. Jednak data produkcji widoczna w dowodzie jednoznacznie wskazuje na rok 2000. Współczesną naturę Mini zdradza... kierownica. Umieszczona w miej poduszka powietrzna oraz klakson w postaci dwóch przycisków ulokowanych na ramionach kłócą się z oldschoolowym wyglądem samochodu. Wygląda to jak fanaberia nowego właściciela. Jednak takie auta wyjeżdżały prosto z fabryki!
Zaskoczeniem mogą być także osiągi klasyka. W ostatnich latach produkcji pod maską Mini mógł pracować 1.3-litrowy motor, który generował 63 KM. Taka moc w ważącym niespełna 700 kg aucie potrafiła zdziałać cuda. Auto było nie tylko bardzo zwinne i zwrotne, ale również szybkie. Wielu kierowców nowych SUV-ów, którym Mini sięga do linii okiem ze zdziwieniem na twarzy przyjmowało fakt, że tak stare i niepozorne z wyglądu auto nie daje się dogonić.
Mini urosło do MINI
Klasyczne Mini produkowane było do 2000 roku. W 1994 roku właścicielem angielskiej marki zostało BMW. Jednak dopiero 6 lat później Niemcy zdecydowali się na pokazanie zupełnie nowego modelu czerpiącego garściami z klasyki. Produkowane od 2001 roku zupełnie nowe MINI (pisane od tej pory wielkimi literami) było nowym rozdaniem w tej mocno charakterystycznej i rozpoznawalnej marce. Pomimo wielu obaw Niemcy nie zepsuli klasyki. Nowe MINI czerpało garściami z pierwowzoru i było równie ciekawym autem.
Na przestrzeni 20 lat współczesne MINI doczekało się już trzech generacji, które przynajmniej od strony stylistyki zewnętrznej nie różnią się przesadnie od siebie. Nowe MINI doczekało się także wielu rodzajów nadwozia z crossoverem nazwanym Countryman włącznie. Świat oszalał. Ale w tym szaleństwie była metoda, ponieważ MINI Countryman dobrze się sprzedawał. Jednak najbardziej klasyczną odmianą był i nadal jest MINI Cooper z 3-drzwiowym nadwoziem (przy trzeciej generacji w ofercie pojawił się także 5-drzwiowy hatchback)
Zmiany, zmiany, zmiany
Prezentowany samochód to wersja Cooper SE. Co oznacza ta nazwa? Odmianę elektryczną ubraną w dobrze rozpoznawalne nadwozie. Aktualne wcielenie MINI kilka miesięcy temu przeszło lifting. Co dokładnie się zmieniło? Przedni zderzak stał się bardziej masywny. Wewnątrz pojawiły się nowe cyfrowe zegary, a system multimedialny otrzymał odświeżoną grafikę. Nowością jest także trzykolorowe malowanie dachu nazwane Multitone. Efektowne i niespotykane u konkurencji.
Odświeżone MINI niezmiennie posiada charakterystyczne okrągłe reflektory z wkomponowanymi światłami do jazdy dziennej oraz efektowne tylne lampy z motywem angielskiej flagi. Odmiana elektryczna? Z wyjątkiem niewielkiego emblematu na tylnej klapie oraz braku końcówki wydechu nie różni się praktycznie niczym od wersji spalinowych. Jest nawet groźny wlot powietrza na przedniej masce.
Czyste szaleństwo
Wnętrze elektrycznego MINI Coopera SE nie różni się niemalże niczym od wnętrza spalinowych odmian. Co to oznacza w praktyce? Olbrzymie pokłady fantazji oraz szablony schowane głęboko do szuflady. Cyfrowe zegary prezentują się współcześnie i zarazem dość typowo. Jednak ekran systemu multimedialnego wkomponowany w duży, kolorowy pierścień to już klasa sam dla siebie. Takie rozwiązanie znajdziecie tylko w MINI. Na dodatek ów pierścień świeci się na odpowiedni kolor w momencie zmiany temperatury klimatyzacji, zasięgu możliwego do pokonania czy wybierania numeru w smartfonie sparowanym za pośrednictwem Apple CarPlay lub Android Auto. Czad!
Tuż pod efektownym pierścieniem znalazło się miejsce na dość klasyczny i bardzo praktyczny panel klimatyzacji oraz kilka fizycznych przełączników. Pomiędzy przednimi fotelami jest także wielokierunkowe pokrętło oraz przyciski służące do wywoływania głównych pozycji z systemu info-rozrywki. Całość przypomina znany z BMW system iDrive i jest do bólu praktyczne i bardzo łatwa w obsłudze.
Plusy i minusy
A propos szeroko pojętej praktyczności. Tylna kanapa prezentowanego samochodu mogła by nie istnieć. Nie tylko trudno się na nią dostać, ale także ilość dostępnego miejsca jest delikatnie mówiąc mało imponująca. Bagażnik? 211 litrów pojemności wrażenia nie robi nawet na najmniejszych autach segmentu A. Cóż nazwa MINI zobowiązuje.
Jednak MINI potrafi zauroczyć czymś zupełnie innym. Jak już wspomniałem wnętrze ma swój niepowtarzalny charakter. Bardzo dobre wrażenie robi także jakość materiałów. Nawet plastiki są wizualnie i namacanie lepsze od tych, stosowanych w popularnych markach. Fotele wykończone materiałową tapicerką (nie warto dopłacać za skórę) prezentują się z klasą. Czuć klasę premium.
Z prądem
Najciekawszym elementem w MINI SE jest oczywiście układ napędowy. Samochód posiada 184-konny silnik przekazujący całą moc na koła przedniej osi. Osiągi? 7,3 sekundy niezbędne do osiągnięcia 100 km/h. Brzmi nieźle i tak też jest w rzeczywistości. Nieco mniejsze wrażenie robi prędkość maksymalna 150 km/h. Co ciekawe jej osiągnięcie zajmuje dosłownie chwilę. Jednak potem do akcji wkracza elektroniczny kaganiec.
Auto z olbrzymią werwą reaguje na ruchy pedału gazu. Przy niższych prędkościach ochoczo piszczy przednimi oponami próbując złapać trakcję. Subiektywne odczucia dynamiki budzą uznanie. Samochód jest szybki, zwinny i kusi do ostrej jazdy. Jest jednak jedno ale...
Na diecie
Bez zagłębiania się w dane techniczne czuć, że MINI SE zatraciło gdzieś gokartową przyjemność z jazdy. Opisywanemu samochodowi bliżej do kompaktowego hot hatcha niż nieco wyrośniętego gokarta. Lekkość prowadzenia ulotniła się wraz ze wzrostem masy własnej. Auto waży niespełna 1,5 tony na sucho i tę masę czuć. Szczególnie na tle poprzedników.
W przypadku odmiany elektrycznej duży wpływ na wagę auta mają akumulatory. Chociaż tutaj widać, że MINI nie chciało przesadzać i dość rozsądnie podeszło do tematu. Ogniowa w Cooperze SE mają pojemność 32,6 kWh. Dzięki temu udało się zachować akceptowalną masę własną, ale zasięg... zasięg to już oddzielna historia.
150 km na jednym ładowaniu...
Według normy WLTP elektryczne MINI powinno przejechać na jednym ładowaniu nieco ponad 200 km. Praktyka okazuje się jednak brutalnie inna. 150 km to maksymalny dystans jaki udało mi się pokonać. Co prawda, gdybym bardziej się postarał i wykazał większą ostrożnością przy naciskaniu pedału gazu, osiągnąłbym lepszy wynik, ale taka jazda gryzie się z naturą MINI.
Tym samochodem po prostu chce się jeździć. Chce się jeździć dynamicznie. Włącznie trybu Sport wyzwala pokłady energii oraz zachęca do zabawy. Na drugim końcu skali jest tryb Green+, który nie tylko ogranicza moc silnika, ale także nie pozwala na... włączenie klimatyzacji. Wszystko na rzecz jak największego zasięgu.
Cena i podsumowanie
Elektryczne MINI kosztuje co najmniej 142 000 zł. Wbrew pozorom to relatywnie atrakcyjna cena, w której otrzymujemy nie tylko bardzo dynamiczne, ale równie stylowe auto. Szczególnie na tle bardziej sztampowych, elektrycznych konkurentów oferujących być może większy zasięg, ale gorsze osiągi i zdecydowanie mniej stylu. Problemem elektrycznego MINI jest... spalinowy Cooper S, który z automatyczną skrzynią kosztuje 117 100 zł. To spora różnica.
MINI Cooper SE to stylowe i szybkie auto z charakterem. Samochód ma wiele cech klasycznego Mini, które w udany sposób łączy z napędem elektrycznym. Wątpliwości budzą zasięg możliwy do pokonania na jednym ładowaniu oraz cena znacząco wyższa od wersji spalinowych. To właśnie te dwie przypadłości sprawiają, że MINI Cooper SE raczej nie będzie pierwszym wyborem wśród osób, które zajrzą do salonu tej angielskiej marki z tradycjami.
MINI Cooper SE - dane techniczne
Silnik | elektryczny |
Paliwo | energia elektryczna |
Pojemność akumulatorów | 32,6 kWh |
Moc maksymalna | 135 kW/ 184 KM |
Maks moment obrotowy | 270 Nm |
Prędkość maksymalna | 150 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 7,3 s |
Skrzynia biegów | bezstopniowa automatyczna |
Napęd | przedni (FWD) |
Katalogowe minimalne zużycie energii |
15,8 hWh/100 km |
poziom emisji CO2 | 0 g/km |
Długość | 3850 mm |
Szerokość | 1727 mm |
Wysokość | 1432 mm |
Rozstaw osi | 2495 mm |
Masa własna | 1440 kg |
Ładowność | 335 kg |
Pojemność bagażnika | 211 l |
Hamulce przód/ tył | tarczowe wentylowane/tarczowe |
Zawieszenie przód | kolumny MacPhersona |
Zawieszenie tył | wielowahaczowe |
Opony przód i tył (w testowym modelu) |
205/45/R17 |