Volkswagen Grand California - czy warto kupić kampera z salonu?
Volkswagena Californię znamy od lat. Ten kultowy kamper-van zyskał rzeszę zwolenników i przez lata wyrósł na lidera segmentu aut, którymi można podróżować i zwiedzać świat, nie bukując hoteli czy pensjonatów. Volkswagen Grand California, jak sama nazwa wskazuje, jest większą, bardziej przestronną wersją kampera, zbudowaną na modelu Crafter. Większa baza to większa przestrzeń we wnętrzu, a wysokość, która wynosi aż 3094 mm pozwala poczuć się na pokładzie Grand Californi jak w mobilnym domu z prawdziwego zdarzenia. Auto nie jest tak przestronne, jak półintegry z poszerzoną zabudową, o integrach nie wspominając, ale opracowana od A do Z zabudowa jest pełna praktycznych i pomysłowych rozwiązań, dzięki którym łatwiej jeszcze łatwiej jest polubić podróżowanie domem na kołach. Fakt - Grand California jest droga, ale nie brakuje jej argumentów, by uzasadnić wysoką cenę zakupu.
Polecany artykuł:
Volkswagen Crafter to dobra baza
Przede wszystkim - jazda Grand Californią jest bajecznie prosta. Za bazę testowanej wersji 600 posłużył Crafter z napędem na przednią oś, 177-konnym dieslem 2.0 TDI i 8-stopniowym automatem, który sprawnie żongluje przełożeniami. Efektem jest odpowiednio dynamiczny, wygodny i komfortowy samochód, który na pusto niemal nie zdradza ogromnej masy własnej wynoszącej około 3 ton. Manewrowanie, dzięki kamerze cofania i małemu promieniowi skrętu, idzie jak z płatka, dobry system multimedialny z bezprzewodowym Apple CarPlay i wygodne fotele pozwalają zapomnieć, że jedziemy autem opartym o prawdziwego woła roboczego. Zużycie paliwa również nie zaskakuje, bo w trasie wynosi około 10 l/100 km przy niezłej dynamice. Wygląd kampera to kwestia gustu, ale moim zdaniem prezentuje się on bardzo zgrabnie i pod względem stylu zostawia w tyle popularne kampery na bazie Fiata Ducato.
Zabudowa jest zwarta i nie hałasuje
Wrażenia z jazdy poprawia również fakt, że cała kempingowa zabudowa jest porządnie zmontowana i nie hałasuje podczas jazdy. Grand California, którą jeździliśmy była na tyle zwarta, że z jej wnętrza nie dobiegały odgłosy, które mogliśmy usłyszeć w innych kamperach. Wszystko ma tu swoje miejsce, a ruchome elementy pozostają na miejscu w trakcie jazdy. Solidnie wykończony kamper nawet na dziurawych drogach nie przyprawia o ból głowy.
Wnętrze zostało przemyślane w szczegółach
Wykorzystywanie przestrzeni w 100% i stosowanie wielu sprytnych rozwiązań na każdy metr kwadratowy to domena producentów kamperów i Volkswagen również w tej kwestii nie odstaje od zabudów renomowanych firm. Wszystko zostało tu opracowane tak, by z kampera korzystało się wygodnie. Np. gniazda USB, przeznaczone dla lokatorów górnego łóżka, czy wbudowana, dwuczęściowa moskitiera głównego wejścia. Pomysłowe są także mały stolik zewnętrzny, który możemy rozłożyć gdy mamy otwarte drzwi (zmieści się na nim telefon lub tablet, również przy nim znajdziemy gniazda USB i 230V), a lodówka i zamrażalnik maja sporą pojemność 70 litrów. Świetną jej funkcją jest tryb nocny, który ogranicza poziom hałasu - gdy z niego korzystamy, sprężarka włącza się znacznie rzadziej. Kuchnia? Nie ma zbyt wiele blatu roboczego, ale z pomocą przychodzi tu rozkładana deska, którą kładziemy na łóżku, zyskując w ten sposób dodatkowe kilkadziesiąt centymetrów do przygotowywania potraw. Schowki i szafki? Jest ich wystarczająco, zwłaszcza, gdy podróżujemy w 2-3 osoby. W łazience jest bardzo mało miejsca, ale umywalka jest składana, by podczas podróży można było wykorzystać przestrzeń do maksimum i schować do osobnego pomieszczenia dodatkowe szpargały i przydatne, kempingowe przedmioty. Nawet umiejscowienie przycisku do ryglowania zamków (jest on dostępny z tylnego łóżka) a także obecność skrojonych na miarę krzesełek i stolika w tylnych drzwiach daje znać o dbałości o szczegóły, z którą opracowana została Grand California. W łazience jest bardzo mało miejsca, ale umywalka jest składana, by podczas podróży można było wykorzystać przestrzeń do maksimum i schować do osobnego pomieszczenia dodatkowe szpargały i przydatne, kempingowe przedmioty.
Grand California ma bagażnik, i wcale nie jest to oczywiste
W dużych integrach sprawa jest jasna - wydzielona przestrzeń na toboły znajduje się zazwyczaj za tylną osią, ale w pojazdach balansujących na skraju kamper-vana i półintegry warto odnotować obecność bagażnika. Przestrzeń ładunkowa jest, jak na auto tego typu i tych rozmiarów, całkiem rozsądna i umożliwia swobodne sortowanie bagażu. Możliwość podniesienia środkowej części łóżka daje również możliwość transportu wyższych przedmiotów. Zamykane schowki skrywają butle gazowe (są dwie), bezpieczniki i zawory, ale oprócz tego, pozwalają zmieścić drobiazgi i zachować porządek we wnętrzu.
Największa wada?
Oczywiście, drobne wpadki jakościowe, pojawiająca się tu i ówdzie ciasnota czy poruszana przez niektórych "sterylność" zabudowy (zamiast drewnopodobnej sklejki, panele we wnętrzu są białe) sprawiają, że nie jest to kamper dla każdego. Sporym problemem Grand Californi jest również obecność rynkowych konkurentów, takich jak chociażby kampery z rodziny Adria Twin czy zabudowy Chausson - tańsze i często większe od Grand Californi. Wśród potencjalnych klientów na samochód Volkswagena z pewnością znajdą się jednak tacy, którzy zaczynają przygodę z caravaningiem, mają do dyspozycji spore środki i oczekują "kompletnego", estetycznego rozwiązania, w którym znajdą wszystkie niezbędne akcesoria i wyjadą niemal gotowym kamperem prosto z salonu, w którym kupili swojego Touarega czy Arteona. Takie rozwiązanie z pewnością może być kuszące. Dla lepszego rozeznania w rynku z pewnością warto jednak zwiedzić place dealerów specjalizujących się w caravaningu i zasięgnąć języka u osób, które w branży obracają się od lat. Kupno domu na kołach nie jest wcale sposobem na tanie wakacje. To trzeba po prostu lubić!