Kobieta dla kobiety
Nieprzypadkowe jest tutaj traktowanie najmniejszego volvo jak kobiety. Gdyby samochody mogły stać się ludźmi, przedstawiciele serii 60, 70 czy 90 byliby zapewne statecznymi Szwedami. 30-tka to wykapana pani. Delikatne rysy karoserii, pokreślone są jedynie małymi akcentami stylistycznymi. W oczy rzuca się tylna klapa bagażnika z ciemnego szła, obrysowane nadkola i pakiet spojlerów spod znaku R-design. Sama linia robi jednak wrażenie bardziej zalotnej niż agresywnej.
Nic w tym dziwnego – C30 jeszcze jako prototyp została pokazana paniom i jak głosi firmowa legenda to one miały wpływ na ostateczną postać kompaktowego volvo. Efektem jest samochód elegancki - przyciągający wzrok, a rzucający się w oczy niczym konkurencji z Japonii.
Podobny umiar znajdziemy we wnętrzu, choć w naszym przypadku mogliśmy liczyć na odrobinę ekstrawagancji. Wspomniany wcześniej pakiet stylistyczny obejmował wspaniałe, sportowe fotele. Wykończone oczywiście jasną skórą i ciemną alcantarą, zapewniały komfort, dobre trzymanie w zakrętach i odrobinę luksusu. Reszta wnętrza do złudzenia przypomina volvo z serii 40 i 50. Masywna deska rozdzielcza z płaską konsolą środkową, przedziwnie ukształtowany hamulec ręczny i oczywiście wyjątkowy klimat – połączenie minimalizmu z poczuciem bezpieczeństwa.
Wzór płynności
Jak już wspominałem literka R na grillu naszej testowej 30-tki to jedynie pakiet stylistyczny. Sportowe emocje nie udzieliły się silnikowi i zawieszeniu. Pod maską znajdował się dwulitrowy silnik diesla o mocy 140 koni mechanicznych, a napęd na przednie koła przenosiła automatyczna skrzynia biegów.
Na papierze taka konfiguracja nie wygląda okazale w rzeczywistości okazuje się jednak świetnym wyborem. Silnik nie zaskakuje nadmiarem mocy, ale jest bardzo elastyczny. Duży moment obrotowy (320 Nm) i automat dbający o najlepsze jego wykorzystanie powodują, że auto jest zaskakująco zrywne, a przy tym wszystkim jest... harmonijne. Nie szarpie, nie próbuje wyrwać się z pod kontroli - pewnie i gładko zmierza do celu.
W tym samym dostojnym tonie ustawiono zawieszenie i układ kierowniczy. Samochód jest komfortowy, ale tylko na tyle na ile pozwoliło bezpieczeństwo prowadzenia. Na polskich dziurach i koleinach 30-tka zachowuje się bardzo poprawnie, a komfort... myślę, że gdyby nie nisko profilowe opony na 18-calowych felgach, byłoby wręcz wzorowo. Przy takim doborze ogumienia jak w samochodzie testowym do uszu kierowcy docierało stanowczo za dużo informacji o stanie nawierzchni.
Droga biżuteria
Choć nie można volvo odmówić wdzięku to, ma ono kilka wad. Przede wszystkim cena - C30 z silnikiem 2,0 D można kupić za minimum 92 tys. zł. Testowany egzemplarz wart był blisko 120 tys. złotych. Muszę przyznać, że to bardzo dużo, a szalenie wysoki poziom wykonania, perfekcyjne wykończenie i doskonale skomponowany układ napędowy tylko częściowo usprawiedliwiają takie żądania finansowe. Tu płaci się za markę.
Z volvo C30 jest trochę jak z drogą biżuterią. Wiele osób mówi, że to przesada, żeby wydawać fortunę na „błyskotki” - a oznacza to jedynie tyle, że ich po prostu nie stać. 30-tka to auto dla zamożnych i ceniących styl... kobiet – to przecież one najbardziej kochają diamenty!
Szwedzki diament
2008-09-04
17:42
Volvo od bardzo dawna kojarzone jest z dużymi, statecznymi samochodami rodzinnymi. Ale nie „Ona” - C30 to prawdziwa księżniczka wśród „zimnych Szwedów”.