TEST Audi e-tron S Sportback
Audi e-tron S to pierwszy elektryczny SUV spod znaku czterech pierścieni, który doczekał się wersji z "S" w nazwie. Samochody z tym przydomkiem zawsze miały sportowe zacięcie, ale nie były jeszcze szczytem możliwości niemieckich inżynierów. Mówiąc inaczej, były już piekielnie szybkie i bardzo ciekawe, ale potrafiły łączyć sportowe emocje z codziennym komfortem. To samo udało się osiągnąć Niemcom przy projektowaniu Audi e-tron S, z którym nie miałem przyjemnych początków.
Gdy po raz pierwszy ten model trafił w moje ręce, słabe warunki pogodowe nie pozwalały na wyciśnięcie z trzech silników elektrycznych pełnego potencjału, a zasięg, z uwagi na niższe temperatury, znikał od samego patrzenia. Za drugim razem, choć w mniej praktycznym, lecz bardziej stylowym wydaniu "Sportback", elektryczny SUV z Ingolstadt zrobił na mnie o niebo lepsze wrażenie.
Gdy dwa silniki, to za mało
Audi e-tron Sportback już w standardzie wygląda wystarczająco dobrze i może się pochwalić niezłymi osiągami (408 KM), ale dorzucenie litery "S" na klapę bagażnika, zobowiązało inżynierów do podkręcenia tego i owego. Klasycznie, dla modeli z linii "S" listwy ozdobne i osłony lusterek pokryto srebrną satyną. Aby dodać trochę pikanterii, przemodelowane zostały także zderzaki z większymi wlotami powietrza, a na nadkolach pojawiły się dokładki, które poszerzyły całe nadwozie o 23 mm (1958 mm). Większa szerokość pozwoliła na zamontowanie większych, opcjonalnie nawet 22-calowych felg (285/55 R22), za którymi w wariancie z "S-ką" chowają się 6-tłoczkowe zaciski i wielkie stalowe tarcze hamulcowe.
Skoro większe koła, to większa powierzchnia styku, a skoro większa przyczepność, to potrzebna większa moc. Bazowy e-tron Sportback jest napędzany przez dwa silniki elektryczne (po jednym na oś), jednak tutaj dwa to za mało. W elektrycznym SUV-ie z literą "S" moc na asfalt przenoszą aż trzy silniki - większy trafił do tyłu i dwa mniejsze do przodu. W efekcie pod prawą nogą mamy 503 KM i 973 Nm, co pozwoliło skrócić czas przyspieszenia od 0 do 100 km/h do 4,5 sekundy. Prędkość maksymalna wzrosła natomiast do 210 km/h.
Kokpit znany i lubiany
Klienci, którzy przesiądą się do Audi e-tron S Sportback z innego, wysoko pozycjonowanego modelu marki, poczują się jak w domu. Pomimo kilku smaczków, kokpit jest mniej-więcej tym samym, co w Audi A6 i wyżej. Mowa tu o konfigurowalnych, cyfrowych wskaźnikach, czytelnym i prostym w obsłudze systemie MMI oraz panelu klimatyzacji, realizowanym na trzecim wyświetlaczu. Klienci nie zawiodą się także poziomem jakości materiałów, które wykorzystano do wykończenia kokpitu - poziom, jak na Audi przystało, jest naprawdę wysoki. Wszystko w zasięgu wzroku i ręki jest miękkie lub aluminiowe.
Nie sposób tez narzekać na sportowe fotele, w których szybko znajdziemy wygodną pozycję, czy na ilość miejsca - nawet w tylnej kabinie. Osoby podróżujące z tyłu mają do dyspozycji osobny dotykowy panel klimatyzacji oraz wystarczająco dużo gniazd do ładowania urządzeń przenośnych. Audi e-tron S Sportback, pomimo faktu, że jest bardziej opływowe i ma nisko opadająca linię dachu, ma również całkiem spory bagażnik. A nawet bagażniki, bowiem ten z tyłu ma ponad 550 litrów pojemności, zaś ten pod maską 60 litrów. Niestety, z uwagi na kable, które lepiej ze sobą wozić, trochę tego miejsca zawsze ubywa.
Jak jeździ Audi e-tron S Sportback?
Przy pierwszym spotkaniu z tym modelem, choć w innym nadwoziu, warunki nie pozwalały na wyciśnięcie z napędu pełnego potencjału. Tym razem przez wszystkie dni testu pogoda dopisywała, co pozwoliło mi sprawdzić Audi e-tron S w różnych warunkach drogowych. Pierwsze kilkaset kilometrów pokonałem w trybie "Auto", w którym samochód samodzielnie, w zależności od prędkości, steruje wysokością nadwozia i pracą pneumatycznego zawieszenia. Jazda po mieście i okolicy była nadzwyczaj relaksująca i spokojna, czego po aucie z tak wielkimi felgami bym się nigdy nie spodziewał. Kiedy już trochę się poznaliśmy, przyszła pora na egzamin z dynamicznej jazdy. Pierwsza "setka" pojawia się błyskawicznie, a każdemu zrywowi towarzyszy mocne wbicie w fotel. Nie jest to jednak niczym przełomowym, bowiem elektryki już tak mają.
Zdumiewający jednak jest sposób, w jaki Audi e-tron S Sportback się prowadzi. Ciężko powiedzieć o skrajnie sportowych wrażeniach z jazdy, jednak zmodyfikowane i utwardzone zawieszenie daje sobie świetnie radę z tym przeszło 2,6-tonowym kolosem. Nie ma tu mowy o przechyłach czy najmniejszej utracie trakcji - cztery, ogromne walce o szerokości 285 mm kleją się drogi jak złe. Na co dzień tym autem nie chce się jednak szaleć, aczkolwiek jestem pewien, że na torze nie przyniosłoby wstydu, choć do iście sportowych elektryków tj. RS e-tron GT temu autu wiele brakuje. A jak jest ze zużyciem? To zależy...
Audi e-tron S Sportback - zasięg
Po kilku dniach spędzonych z Audi e-tron S Sportback udało mi się uzyskać katalogowy wynik zużycia energii (25 kWh/100 km). Gdy ten model trafił do redakcji wczesną jesienią ub. roku, apetyt e-trona S na 100 km grubo przekraczał 30 kWh. Niekiedy, przy naprawdę emeryckiej jeździe, zużycie potrafiło zejść nawet poniżej 23 kWh, co jak na ponad 2,5-tonowe monstrum jest już dobrym wynikiem. Czego to zasługa? Poniekąd niższych oporów powietrza, ale przede wszystkim dobrej pogody i za pewne oprogramowania napędu, które od ostatniego spotkania mogło się zmienić. A jak było w trasie? Tym razem nie mogłem sobie odmówić sprawdzenia, ile taki kolos zużywa w trasie. Mając jednak na uwadze, że maksymalny zasięg w mieście to niespełna 350 km, wybrałem się w krótką podróż do Radomia.
Przepisowa jazda z prędkością do 120 km/h skończyła się wynikiem 28,6 kWh/100 km. W drodze powrotnej, gdy było już nieco chłodnej, drogę powrotną skończyłem z wynikiem 23,6 kWh/100 km. Szybko licząc, wychodzi na to, że w obie strony średnie zużycie wyniosło ok. 26 kWh/100 km. Tym sposobem na jednym ładowaniu bateria o pojemności 86 kWh netto (95 kWh brutto), pozwoliłaby na przejechanie 330 km. Katalogowo auto to powinno pokonać ok. 370 km, co zwłaszcza w Polsce, gdzie infrastruktura do ładownia aut elektrycznych kuleje, nie wygląda na papierze atrakcyjne. Większym zasięgiem może się pochwalić bazowa Skoda Enyaq iV 60, choć i w jej przypadku wiele zależy od matki natury. Zimą, naładowane do pełna akumulatory wskazywały realny zasięg na poziomie nieco ponad 200 km.
Audi e-tron S Sportback jest trochę jak kabriolet
Skąd to stwierdzenie? Punktów ładowania w Polsce jest już coraz więcej, jednak tych, które pozwalają ładować się szybko, co przekłada się na większą swobodę i wolność, jest wciąż niewiele. Jakby nie było wystarczająco źle, jedynie w sezonie wiosennym i letnim, gdy temperatura i pogoda dopisują, można autami elektrycznymi osiągnąć katalogowe wartości. Taki stan rzeczy sprawia, że z elektrykami obcuje się przyjemnie tylko przez połowę roku, a wyjechanie w dalsza podróż, nawet tak luksusowym jak Audi e-tron S Sportback, wiąże się z ogromną cierpliwością i wyrzeczeniami.
Mając na uwadze, że Audi e-tron S Sportback startuje w polskim cenniku od 428 tys. złotych (testowany od 556 tys. złotych), skłaniam się ku teorii, że lepszym wyborem byłoby nieco droższe, szybsze, większe i równie atrakcyjne Audi SQ8, które można zatankować w kilka minut. Jeżeli jednak ktoś chciałby skosztować elektromobilności, można też się równie dobrze zainteresować Audi Q8 TFSI e z hybrydowym napędem plug-in, które w mieście porusza się na samym prądzie, a w trasie nie poprosi o wizytę pod ładowarką. Prędzej czy później wszyscy w Europie przesiądą się do aut elektrycznych, ale póki nie są nam narzucone, warto cieszyć się z wolności, jaką dają auta spalinowe.