Skoda Kodiaq zadebiutowała na rynku pod koniec 2016 roku. Koncern niemiecki, korzenie czeskie, a nazwę modelu wzięto od niedźwiedzia z Alaski. Mimo, że niedźwiedź brunatny kodiacki jest największym żyjącym drapieżnikiem lądowym, ma wyjątkowo łagodne usposobienie. Producent nie mógł lepiej wstrzelić się z nazwą tego modelu.
Zaprojektowanie dużego i masywnego auta o ciekawym kształcie, wbrew pozorom nie jest takie proste. A jak na niedźwiedzia przystało, Kodiaq do małych nie należy. Auto mierzy 4697 mm długości, 1882 mm szerokości i 1676 mm wzrostu. W gamie grupy Volkswagena plasuje się więc dokładnie pomiędzy Tiguanem a większym Touaregiem, jednocześnie znacznie przerastając hiszpańską Atecę Seata. Idealnie dorównuje jedynie wprowadzonemu niedawno Tiguanowi Allspace.
Rozmiar to kolejna rzecz wymuszona przez dzisiejsze czasy – auta muszą być coraz większe. Jednak czeskiemu miśkowi wychodzi to zdecydowanie na dobre. Mimo sporych gabarytów i powierzchni czołowej porównywalnej do drzwi obory, Kodiaq nie prezentuje się topornie. Nie znajdziemy w nim wyjątkowo ostrych kształtów, jednak przetłoczeń i ciekawych linii nie brakuje.
Czerwony lakier (nazwany czerwienią Velvet) wygląda na tym nadwoziu wyjątkowo dobrze, szczególnie w pełnym słońcu. Pakiet Sportline obejmuje wiele czarnych wstawek, takich jak m.in. grill, lusterka a także mocno przyciemnione tylne szyby. Całości dopełniają 20-calowe antracytowe felgi, które ładnie wypełniają kwadratowe nadkola. Stylistycznie to wedłu mnie jedyny "zgrzyt” w Skodzie Kodiaq. Po co robić kwadratowe nadkola? Tylko po to, żeby iść na przekór innym producentom? Całości bronią subtelne plastikowe dokładki, a wszystko razem tworzy ładną i zgraną czarno-czerwoną całość.
W topowej, usportowionej wersji wyposażenia nie zabrakło nowoczesnych w pełni LED-owych reflektorów, panoramicznego dachu wpuszczającego do wnętrza mnóstwo światła czy wszechobecnych emblematów, które nie pozwolą wam zapomnieć, że to wersja Sportline. Co z tego, że ze sportem ma wspólny jedynie kolor.
Miś o bogatym wnętrzu
Po takich rozmiarach zewnętrznych można spodziewać się bardzo przestronnego wnętrza. Kabina oferuje sporo miejsca – na tyle, żeby wszystkim było wygodnie, ale też by nie wywoływać agorafobii. Deska rozdzielcza jest taka, do jakiej przywykliśmy w Skodach z wyższej półki. Stylistycznie minimalistyczna, ale nie zabrakło technologicznych nowinek i udogodnień. Na środku umieszczono 8-calowy wyświetlacz centrum multimedialnego, współpracujący z radiem Bolero i nagłośnieniem firmy Canton składającym się z dziewięciu głośników i subwoofera (dopłata 1600 zł). Interfejs jest czytelny i prosty w obsłudze, jednak odciski palców zostawiane na tafli szkła przy każdym muśnięciu są niesamowicie irytujące. Przed dźwignią zmiany biegów znajdziemy nieduży schowek z bezprzewodową ładowarką smartfona i dwoma wyjściami USB. Dwie skrytki znalazły się też przed pasażerem – jedna w standardowym miejscu, a drugą sprytnie ukryto pod imitującym karbon fragmentem frontu deski rozdzielczej.
Przednie fotele na pierwszy rzut oka są bardzo usportowione. Zintegrowane zagłówki i mocno wystającej boczki obiecują dobre trzymanie boczne, a czarna alcantara z romboidalnymi przeszyciami połączona ze skórą, dodaje im pazura broniącego nazwy wersji "Sportline". Po zajęciu miejsca okazują się przyjemnie twarde, ale jednocześnie wygodne. Nawet długa trasa nie wywołała dyskomfortu czy bólu pleców, a boczki faktycznie sensownie trzymają w zakrętach.
Dla rodziny
Tylna kanapa oferuje bardzo dużo przestrzeni i ustawień. Dzięki regulacji nachylenia oparcia i możliwości przesuwania jej do przodu i do tyłu, przedział pasażerski jest bardzo ustawny i łatwo dostosować wnętrze Kodiaqa do aktualnych potrzeb. Ciekawostką jest ostatni, trzeci rząd siedzeń, gdzie znajdziemy nieduże miejsca zdolne pomieścić dwie osoby. Przyznaję – nie są to najwygodniejsze miejsca w tym aucie. Szczególnie biorąc pod uwagę znikomą ilość obszaru na stopy i konieczność siedzenia prawie z kolanami pod brodą. Jednak po trudnej wspinaczce jaką trzeba odbyć w celu wpakowania dwóch osób do tyłu, na pokład spokojnie zabierzemy siedmioosobową rodzinę, czy grupę znajomych. Niestety trzeba pamiętać, że dwa dodatkowe miejsca są obecne kosztem drastycznego zmniejszenia przestrzeni bagażowej. Stawiając do pionu oparcia ostatnich dwóch foteli, w bagażniku zostanie miejsca ledwo na kilka siatek z zakupami. Jeśli jednak 7-osobowym Kodiaqiem będziemy podróżować w piątkę, bardzo ustawna przestrzeń bagażowa pomieści 720 litrów, a jadąc w duecie na pokład możemy zabrać aż 2100 litrów bagaży.
Dzięki imponującej długości auta, możemy przewozić w nim długie przedmioty, ale trzeba mieć na uwadze jedno – nie damy rady złożyć fotela pasażera zupełnie na płasko. Możemy albo odchylić oparcie maksymalnie do tyłu (ale wówczas zamiast względnie płaskiej powierzchni otrzymamy skierowaną do tyłu skocznię narciarską, skutecznie utrudniającą przewiezienie długich przedmiotów), albo podjechać fotelem maksymalnie do przodu i ustawić oparcie możliwie jak najbardziej pionowo. Jednak żadna z tych konfiguracji nie jest w 100% skuteczna jeśli chodzi o przewożenie bardzo długich przedmiotów. Podczas testu wiozłam Kodiaqiem regał z IKEA w kartonie o długości nieco ponad dwóch metrów i wszedł na styk. Dłuższych obiektów nie zmieścimy na pokładzie.
Najmocniejsza benzyna
W dobie downsizingu litrowe motorki trafiają nawet do dużych aut. W Kodiaqu najmniejsza silnikowa propozycja to 1.4 TSI. Mi do testów przypadła jednak topowa wersja benzynowa – 2.0 TSI o mocy 180 KM i maksymalnym momencie obrotowym wynoszącym 320 Nm dostępnych w przedziale obrotów 1400-3900 obr./min. Co ciekawe, maksymalny moment obrotowy jest dostępny znacznie wcześniej, niż nawet w topowych silnikach wysokoprężnych. Takie parametry w połączeniu z 7-stopniową skrzynią DSG i napędem na cztery koła rozpędzają ważącego 1744 kg Kodiaqa od 0 do 100 km/h w 7,8 s. A to bardzo przyzwoity wynik jak na SUV-a.
Kodiaq mimo, że czerwony, nie jest najszybszy w mieście. Jednak nie zawsze chodzi o to, by przy każdym starcie rolować asfalt pod kołami. W codziennej eksploatacji dwulitrowe TSI sprawdza się idealnie. Mocy mu nie brak zarówno w ruchu typowo miejskim, jak i w trasie. Tam zaskakująco dobrze radzi sobie z wyprzedzaniem, nawet przy większych prędkościach. Poza miastem Kodiaq ma także mniejszy apetyt. W mieście "wypije" około 9-10 l/100 km (co jest zbliżone do obiecywanych przez producenta 9,1 l/100 km), a na autostradzie zaciśnie pasa do nieco ponad ośmiu.
Jeździłeś kiedyś na niedźwiedziu?
Ludzie pokochali SUV-y głównie za gabaryty, wyższą pozycję za kierownicą i większe bezpieczeństwo. Auto o zwiększonym prześwicie i z napędem na cztery koła dobrze sprawdzi się niemal w każdych warunkach. Choć obie te cechy Kodiaq posiada, najlepiej czuje się w warunkach typowo drogowych. Wjedzie na wyższy krawężnik i poradzi sobie z ulewnym deszczem, błotem czy śniegiem. Ale w dzisiejszych czasach na rynku mamy niewiele SUV-ów prowadzących się jak osobówki, i równie mało (jeśli nie mniej) SUV-ów, które off-roadu się nie boją. Większość znajduje się gdzieś pośrodku.
Mimo słusznych gabarytów i sporej masy, Kodiaq prowadzi się bardzo przyzwoicie. Przy gwałtownych manewrach nadwozie się przechyla, ale trudno w tej kwestii dyskutować z prawami fizyki. Układ kierowniczy jest precyzyjny, ale jednocześnie wygodny w codziennej eksploatacji. Zawieszenie dobrze wybiera nierówności w kwestii wstrząsów, ale robi to przy akompaniamencie niejednokrotnie mało subtelnych "łupnięć". Choć tu winę możemy zrzucić na świetnie wyglądające, aczkolwiek mało praktyczne w terenie 20-calowe aluminiowe felgi ze skromnym profilem opony 235/45. Przy dużym, czerwonym nadwoziu wyglądają genialnie, ale mocno ograniczają off-roadowy zapał czeskiego niedźwiedzia.
Swoją "kanapowość" Kodiaq wynagradza w trasie. Duży rozstaw osi i spora masa sprawiają, że przy dużych prędkościach rodzinna Skoda jest stabilna niczym czołg. Jedynie przy silnym bocznym wietrze odczujemy zdecydowane "bujnięcia", szczególnie podczas wyjazdu zza bariery energochłonnej.
Mimo sporych gabarytów Skoda Kodiaq jest bardzo łatwa w manewrowaniu i w mieście zaparkujemy ją niemal wszędzie. Kilka kamer cofania i precyzyjne czujniki parkowania jeszcze bardziej ułatwiają tę czynność.
Cena
Cennik Skody Kodiaq zaczyna się dość atrakcyjnie. Największego SUV-a Skody z bazowym silnikiem 1.4 TSI o mocy 125 KM kupimy za 93 750 zł. Dla porównania Volkswagen Tiguan Allspace z tym samym silnikiem 1.4 TSI (ale o mocy 150 KM), otwiera cennik kwotą 117 090 zł. Dopłata do siedmiomiejscowej wersji Kodiaqa wynosi 4700 zł dla bazowej wersji Active, i 4 tys. zł dla każdej kolejnej (aż do Sportline).
Najtańszy Sportline ze 150-konnym silnikiem 1.4 i 6-biegową automatyczną skrzynią DSG, zaczyna się od 138 700 zł. Najtańsza opcja z napędem 4x4 (ale z manualną skrzynią biegów) to wydatek 139 700 zł.
Testowany egzemplarz z silnikiem 2.0 TSI 180 KM bazowo kosztuje 155 200 zł (topowy Tiguan Allspace w wersji Highline kosztuje 176 990 zł, ale dwulitrowe TSI może wykrzesać z siebie 220 KM). Również otrzymujemy auto z napędem na cztery koła i automatyczną skrzynią DSG, ale tym razem już o siedmiu przełożeniach. Jednak nadal Kodiaq wychodzi dobrych 25 tysięcy taniej, od konkurencyjnego Tiguana Allspace, a pod wieloma względami wypada bardzo podobnie.
Podsumowanie
Ten konkretny egzemplarz, który przez kilka dni gościł w naszej redakcji, ostatecznie został wyceniony na 210 100 zł. A to już mówiąc kolokwialnie "kupa kasy". Jednak otrzymamy bardzo dobrze wyposażone siedmioosobowe auto z pakietem sportowym, 20-calowymi felgami (2600 zł), takimi systemami bezpieczeństwa jak Lane Assist (4000 zł), aktywny tempomat (2500 zł), czy pakiet Control za 4400 zł (w skład którego wchodzą czujniki parkowania z przodu i z tyłu, asystent manewrowania przyczepą oraz system kamer 360 stopni). Dodatkowo testowy Kodiaq posiadał na pokładzie elektrycznie otwierane panoramiczne okno dachowe (za aż 4500 zł), trójstrefową klimatyzację (1100 zł), elektrycznie wysuwany hak holowniczy (3500 zł), bezkluczykowy system obsługi samochodu Kessy Full (1200 zł) i automatyczną i bezdotykowo otwieraną klapę bagażnika (2500 zł).
200 tysięcy złotych za Skodę? Brzmi niezbyt optymistycznie. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że współczesna Skoda nijak ma się do tego, czym marka była jeszcze 10-15 lat temu. Dziś auta z pióropuszem i strzałą w logo są nieco dyskryminowane. Osobiście uważam, że jest to bardzo niesprawiedliwe. Współczesne auta z Mladej Boleslav niczym nie ustępują niemieckim konkurentom. Silniki mają te same, współdzielą wiele rozwiązań napędowych i mają coraz ciekawszą stylistykę (może poza stylistycznym samobójstwem, jakiego dokonała "poliftowa" Octavia z podzielonymi reflektorami). Skąd więc ten niesprawiedliwy pogląd: wydać 200 kawałków na Volkswagen – proszę! "Shut up and take my money!". A zapytacie kogoś czy wydałby tyle samo na Skodę, to usłyszycie pogardliwe "phi". Może jednak z czasem się to zmieni, gdy ludzie przekonają się, że Skoda w "full wypasie" może okazać się lepsza, od bliźniaka ze znaczkiem VW.
Skoda Kodiaq Sportline 2.0 TSI - dane techniczne
Silnik | R4 16V Turbo |
Paliwo | benzyna |
Pojemność | 1984 cm3 |
Moc maksymalna | 180 KM przy 3900 obr./min. |
Maks mom. obrotowy | 320 Nm przy 1400-3900 obr./min. |
Prędkość maksymalna | 205 km/h |
Przyspieszenie 0-100km/h | 7,8 s |
Skrzynia biegów | automatyczna / 7 biegów |
Napęd | na cztery koła |
Zbiornik paliwa | 60 l |
Katalogowe zużycie paliwa (miasto/ trasa/ średnie) |
9,1 l / 6,4 l / 7,4 l |
poziom emisji CO2 | 173 g/km |
Długość | 4697 mm |
Szerokość | 1882 mm |
Wysokość | 1676 mm |
Rozstaw osi | 2791 mm |
Masa własna | 1744 kg |
Pojemność bagażnika | 720 / 2100 l |
Hamulce przód / tył | tarczowe wentylowane |
Zawieszenie przód | kolumny McPhersona |
Zawieszenie tył | wielowahaczowe |
Opony przód i tył (w testowym modelu) | 235/45 R20 |