Suzuki Swift pojawił się na rynku w 1983 roku, kiedy wyglądał jak nieszczęśliwe pudełko zapałek. Na bazie czwartej generacji powstała wersja Joanna Brodzik Edition, której sensu nie umiem zrozumieć do dziś. Swift zawsze był "kulkowaty", pocieszny i kojarzył się z samochodem typowo damskim, o ile można tak generalizować. Jednak szósta generacja tego japońskiego mieszczucha, która weszła na rynek na początku 2018 roku, nie ma w sobie nic słodkiego, uroczego ani typowo kobiecego. A Swift Sport już samym wyglądem zdaje się rzucać wyzywające „no dawaj!”.
Dobre proporcje
Zrobienie małego auta o odpowiednich proporcjach, nie jest zbyt proste. Łatwo przesadzić – albo otrzymamy auto na siłę agresywne, albo będzie wyglądało jak radosna kostka mydła. Inżynierom z Suzuki udało się trafić w złoty środek. Choć Swift mierząc 3890 mm jest jednym z mniejszych przedstawicieli segmentu B (przykładowo Seat Ibiza ma 4059 mm długości, a Ford Fiesta – 4040 mm), optycznie wcale nie wydaje się taki mały. Nadwozie jest dość szerokie (1735 mm), a szeroko rozstawione koła obiecują ciekawe własności jezdne. Jednak klucz tkwi w proporcjach. Suzuki Swift ma wyraźnie zaznaczoną kabinę pasażerską z pionowo ściętym przodem. Wypukła maska i zadziorne przednie reflektory sprawiają, że optycznie Swift wcale nie wydaje się taki mały. Jego miejskie gabaryty zauważymy dopiero patrząc na auto z profilu, kiedy w oczy rzucą się nieduże rozmiary drzwi. Klamkę tylnych furtek jednak sprytnie ukryto na wysokości słupka, co ładnie wygładza profil samochodu.
Proste wnętrze
We wnętrzu znajdziemy... codzienność. Kabina została utrzymana w ciemnej tonacji, a materiały użyte do wykończenia deski rozdzielczej i boczków drzwi nie są zbyt miłe w dotyku. Wnętrze jest proste i nie znajdziemy tam wielu okazji do zawieszenia oka, poza fotelami. Tu Suzuki się popisało. Choć nie są typowymi kubełkami, niewiele im do tego brakuje. Pozycja za kierownicą jest nieco wyższa od tej, do jakiej przyzwyczaiły nas sportowe samochody. Nawet w najniższym położeniu fotela nie będziemy mieć wrażenia szorowania pośladkami po asfalcie, ale taka pozycja bardzo pozytywnie wpływa na widoczność z wnętrza. Mocno wyprofilowane boczki (również w części siedziskowej) świetnie trzymają w zakrętach, a zintegrowane zagłówki dodają im jeszcze bardziej zadziornego charakteru. Od pierwszej chwili czuć, że nie bez powodu fotele obszyto czerwoną nicią, a na oparciu znalazł się napis „sport”.
Na środku deski rozdzielczej znalazł się ekran centrum multimedialnego. Choć interfejs jest dość prosty, trzeba przywyknąć do podzielonego na cztery części systemu. Niezbyt wygodnym rozwiązaniem jest dotykowy suwak odpowiadający za zmianę głośności. Tradycyjne pokrętło byłoby znacznie bardziej ergonomiczne. Swift nadrabia jednak szalenie praktycznym panelem obsługi klimatyzacji. Wszystkie przyciski skupiono w jednym miejscu, a ich odpowiednie rozmiary i czytelność sprawiają, że komfortowe funkcje w aucie można zmieniać dosłownie z zamkniętymi oczami.
Przed oczami kierowcy znalazła się bardzo estetyczna wielofunkcyjna kierownica. Jej górną cześć wykończono perforowaną skórą, a dolną – tworzywem piano black. Na tle siermiężnych, plastikowych boczków drzwi, prezentuje się fantastycznie. Na pochwałę zasługują również proste analogowe zegary, pomiędzy którymi znalazł się mało skomplikowany monochromatyczny wyświetlacz komputera pokładowego. Jest on o tyle wyjątkowy, że poza standardowymi funkcjami takimi jak zużycie paliwa czy przebieg, możemy na nim wyświetlać również bardziej szczegółowe informacje: przeciążenia, wskaźniki wykorzystania momentu i mocy, wykres przyspieszenia i hamowania, wskaźnik doładowania, temperaturę oleju i wiele innych parametrów, które chcielibyśmy obserwować w sportowym aucie.
Tylna kanapa nie jest najbardziej przestronnym miejscem na świecie, ale nikt się tego raczej nie spodziewał po tego typu aucie. Dwie osoby o wzroście do 180 cm będą podróżować w drugim rzędzie siedzeń w miarę komfortowo. Przestrzeni może zabraknąć jedynie na kolana. Bagażnik mieści 295 litrów, a po złożeniu tylnej kanapy – 947 l. W daleką podróż to trochę mało, ale w miejskich warunkach w zupełności wystarcza.
Taki jak trzeba
W dobie downsizingu i cylindrowych kastracji, sensowna jednostka napędowa jest rarytasem. A pod maskę Suzuki Swifta Sporta trafił czterocylindrowy silnik 1.4 BoosterJet o mocy 140 KM. Choć maksymalny moment obrotowy nie wygląda imponująco na papierze (silnik oferuje go zaledwie 230 Nm), podczas jazdy wszystko się zmienia.
Silnik zaskakuje swoją dynamiką, choć wymaga wysokich obrotów. Tu dane techniczne nie kłamią – maksymalna moc pojawia się dopiero przy 5500 obr./min. Jednak zadziwiająca jest harmonia w jakiej żyją ze sobą silnik i sześciobiegowa przekładnia manualna. Skrzynia nie protestuje przeciwko brutalnym redukcjom, a przy tym potrafi być elastyczna. Wyświetlacz biegów spokojnie mógłby zniknąć, ponieważ silnik jest tak intuicyjny, że po 5 minutach jazdy, z zamkniętymi oczami będziemy czuć kiedy silnik zacznie domagać się kolejnych przełożeń. Sam lewarek zmiany biegów stawia odpowiedni opór, a biegi wchodzą z przyjemnym „kliknięciem”. Na pochwałę zasługuje również sprzęgło, które jest idealnym kompromisem pomiędzy sportową sztywnością, a miejską wygodą. Choć stawia zdecydowany opór, nawet godzinne stanie w miejskich korkach nie sprawi, że odpadnie wam lewa stopa.
Mimo zadziornego temperamentu, Swift Sport nie jest łakomy na paliwo. Podczas dynamicznej jazdy po mieście zużywa 7-7,2 l/100 km. Zdejmując nogę z gazu (ale nie jeżdżąc jak sędziwy emeryt), komputer pokładowy wskaże 6,8-6,9 l/100 km. To wynik w zupełności akceptowalny jak na tak dynamiczne, miejskie autko, któremu nie szczędzi się „kick down’ów”. Dane katalogowe obiecują zużycie w cyklu mieszanym na poziomie 6,8 l/100 km, czyli o dziwo dokładnie takie, jakie komputer pokładowy wskazał po kilku dniach intensywnych testów.
Urodzony na torze
Coś, co najbardziej zaskoczyło mnie w Suzuki Swift Sport, to jego układ jezdny. To jak podzespoły w tym aucie dobrze się ze sobą dogadują, zasługuje na pieśni pochwalne. Układ kierowniczy nie ma nic wspólnego z rozlazłym, miękkim autkiem. Powiem wręcz, że parkowanie wymaga włożenia odrobiny wysiłku w kręcenie kołem kierownicy. Zawieszenie jest sztywne i sprężyste, przez co wpadnięcie w dziurę nie będzie zbyt przyjemne. Ale za to jakiej radości dostarczy w zakrętach! Ten maluch nie jest stworzony do stania w korkach, ale do dosłownego pożerania zakrętów. Mimo, że przednia oś nie posiada mechanizmu różnicowego, a moc przenoszona na przednie koła jest stosunkowo duża, japoński maluch nie jest nadmiernie podsterowny. Prowadzi się stosunkowo neutralnie, a jeśli przesadzimy z prędkością w zakręcie, prędzej cały przesunie się do zewnętrznej strony łuku, niż dramatycznie „wypluje” przód. Na pochwałę zasługują również hamulce. Są bardzo pewne i można im zaufać, bo nawet podczas gwałtownego hamowania z dużej prędkości robią to bardzo efektywnie.
Cena
Cena Suzuki Swift zaczyna się od 48 400 zł za bazową wersję Comfort z silnikiem 1.2 DualJet. Za Swifta Sporta musimy zapłacić 79 900 zł. Na liście wyposażenia standardowego znajdziemy m.in. automatyczną klimatyzację, system multimedialny z kamerą cofania i nawigacją 3D, adaptacyjny tempomat, podgrzewane przednie fotele, automatyczne światła oraz reflektory LED. Bazowo Swift Sport występuje w radosnym żółtym kolorze Champion Yellow. Testowy egzemplarz ubrany był jednak w biała perłę Pure White Pearl (dopłata wynosi 2090 zł), którą podkreślono ciekawą szarą okleiną.
W Swifcie pojawiło się sporo systemów bezpieczeństwa, np. Dual Sensor Brake Support (DSBS) z kamerą monoskopową i czujnikiem laserowym, asystent świateł drogowych (High Beam Assist) czy Hill Hold Control. Niestety pierwszy z nich ma bardzo wysoką czułość i nawet podczas zwykłego dojeżdżania do auta poprzedzającego na światłach potrafi zacząć przeraźliwie piszczeć, najwidoczniej wyczuwając niebezpieczeństwo kolizji.
Suzuki Swift Sport to fantastyczne auto do miasta dla osoby, która lubi dynamiczne, małe i szybkie auta. Swoją zwinnością zaskoczy nawet fanów większych i bardziej sportowych aut. Czego mi w nim brakuje? Nieco lepszej jakości wykonania wnętrza i porządnego nagłośnienia. Niestety system audio, który znalazł się na pokładzie, nie porywa czystością emitowanych dźwięków. Kwestią dyskusyjną pozostaje również cena. Blisko 80 tysięcy złotych za hothatcha segmentu B? Za 90 tysięcy złotych kupimy już Forda Fiestę ST z 200-konnym silnikiem (co prawda trzycylindrowym). Jednak moc i charakter Swifta są tak przyjemne w codziennej eksploatacji, że po prostu żal z niego wysiadać.
Suzuki Swift Sport 1.4 BoosterJet 140 KM 6MT - dane techniczne
SILNIK | R4, 16V Turbo |
Paliwo | benzyna |
Pojemność | 1373 cm3 |
Moc maksymalna | 140 KM przy 5500 obr./min. |
Maks mom. obrotowy | 230 Nm przy 2500-3500 obr./min. |
Prędkość maksymalna | 210 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 8,1 s |
Skrzynia biegów | manualna / 6 biegów |
Napęd | FWD (przedni) |
Zbiornik paliwa | 37 l |
Katalogowe zużycie paliwa l/100 km (miasto/ trasa/ średnie) |
6,8 l / 4,8 l / 5,6 l |
poziom emisji CO2 | 125 g/km |
Długość | 3890 mm |
Szerokość | 1735 mm |
Wysokość | 1495 mm |
Rozstaw osi | 2450 mm |
Masa własna | 970 kg |
Ładowność | 475 kg |
Pojemność bagażnika/ po złożeniu siedzeń | 265 l / 947 l |
Hamulce przód/ tył | tarczowe wentylowane / tarczowe |
Zawieszenie przód / tył | kolumna McPhersona / belka skrętna |
Opony przód i tył | 195/45 R17 |