Lexus ES 300h - TEST, OPINIA
Lexusa ES nie obsłużysz gestami, komendami głosowymi, a nawet nie posłużysz się intuicyjnym interfejsem. Co więcej, nie rozświetlisz kabiny 64 kolorami, nie będziesz mógł przeglądać stron internetowych, ani nie zarezerwujesz stolika w ulubionej restauracji. Kiedyś to wszystko nie było potrzebne i japoński reprezentant segmentu D udowadnia na swój sposób, że dalej nie jest. Owszem, te wszystkie gadżety potrafią ułatwiać codzienność, ale limuzyny od zarania dziejów miały inną misję - komfortowo i z gracją poruszać się po drodze. Lexus ES 300h spełnia te najważniejsze założenia, będąc jednocześnie bardzo oszczędnym.
Lexus ES 300h to synonim wielkiego sukcesu
Każdy kto parkuje w swoim garażu nową limuzynę segmentu D, może śmiało powiedzieć, że w życiu radzi sobie dobrze. Niemniej, nie o sukcesie właścicieli tu mowa, tylko samego modelu. Ponieważ ES pojawił się na Starym Kontynencie stosunkowo niedawno, wiele osób ma prawo nie wiedzieć, że to jeden z najpopularniejszych modeli Lexusa w historii. Od 1991 roku na całym świecie sprzedano już blisko 2,5 mln egzemplarzy wszystkich generacji tego auta. Obecna to już siódma odsłona, która zadebiutowała w 2019 roku. Jej debiut nałożył się z wycofaniem ze sprzedaży modelu GS, którego miejsce na rynku europejskim zajął właśnie ES.
Konkurencja jest mocna, ale Lexus ES ma asy w rękawie
Lexus ES nie ma łatwego zadania, bowiem na co dzień konkuruje z Mercedesem Klasy E, Audi A6, BMW serii 5 i Volvo S90. To mocni zawodnicy z długą historią i tradycjami, a także masą bajerów i szerokim wachlarzem jednostek napędowych - począwszy od żwawych "benzyniaków", przez mocne diesle, aż po hybrydy plug-in ładowane z gniazdka. Lexus jest na Starym Kontynencie, można by powiedzieć, kompletną nowością. Na dodatek jest dostępny w tylko jednej, przednionapędowej wersji silnikowej, której moc wynosi zaledwie 218 KM, a pierwsza "setka" pojawia się po 9 sekundach.
Co zatem sprawia, że jest tak częstym widokiem na drogach? Na pewno pomaga mu fakt, że łatwo pomylić go z flagowym LS-em. Niewątpliwie mocnym argumentem jest również to, co pracuje pod jego maską, czyli niezawodny napęd hybrydowy autorstwa Toyoty. Na tym pewnie nie koniec, bo jeżeli klienci Toyoty szukają czegoś lepszego od Camry, to trafiają właśnie do ES-a. Może na to nie wygląda, ale te auta mają ze sobą naprawdę sporo wspólnego.
Porusza się po drogach oszczędnie i z gracją
Lexus ES nie zrobi na nikim wrażenia nowatorskimi bajerami, ale kierowcę i pasażerów przewiezie tak, jak żadne inne auto w tym segmencie. Z ręką na sercu ciężko wskazać mi auto z tej półki, które potrafi z taką gracją poruszać się po drogach. Zawieszenie ciężko porównać do czegokolwiek, bowiem można odnieść wrażenie, jakby była to pneumatyka z wyższej półki - o dziwo to zupełnie zwyczajny układ, pozbawiony zmiennej siły tłumienia. Ze sposobu wybierania nierówności trudno nie być zadowolonym. Nieco gorzej natomiast wychodzi mu jazda dynamiczna, choć w usportowionej wersji F Sport, można spotkać zawieszenie adaptacyjne AVS (Adaptive Variable Suspension).
Przepychanie się w nim przez miasto w godzinach szczytu to jedna z rzeczy, które potrafią sprawić przyjemność. Wygodne fotele z długimi siedziskami otulają, grzeją i wentylują, system audio Mark & Levinson przygrywa ulubione kawałki, a my przez 70 proc. czasu poruszamy się tylko na prądzie. Zakorkowana Warszawa może zmęczyć, ale na koniec dnia średnie zużycie paliwa z takiej przejażdżki, potrafi wynieść lekko powyżej 5 l/100 km. To zasługa 2,5-litrowej jednostki, którą znamy już z modelu RAV4, Camry czy Highlandera. A jak ze zużyciem na trasie? Jadąc zgodnie z przepisami powinniśmy się zmieścić w 7 litrach na "setkę". I raczej nie będziemy chcieli rozwijać dużych prędkości, bo jednym z zarzutów, jaki można mieć do ES-a, to fakt, że nad wyciszeniem kabiny można by jeszcze w przyszłości popracować.
Lexus ES 300h gościnność ma we krwi
Lexus ES mierząc 4975 mm długości, 1865 mm szerokości i dysponując rozstawem osi długim na 2870 mm, to dobry kandydat na długie i wygodne wojaże. Każdy ma swój spory kawałek przestrzeni, szeroki podłokietnik, mnóstwo miejsca na nogi i nad głowami. Zawodzi tylko bagażnik, który nie należy nie należy do największych - tu do dyspozycji mamy 454 litrów.
Pasażerowie tylnego rzędu mają osobny panel do obsługi klimatyzacji, gniazda do ładowania i opcjonalnie nawet podgrzewane skrajne siedziska. Osoby w przednim rzędzie mogą korzystać dodatkowo z wentylacji, indukcyjnej ładowarki czy łączności Apple CarPlay - wreszcie auta Lexusa go mają!
Nie ma tu z kolei oświetlenia nastrojowego, rozmawiającego asystenta czy łączności z internetem. Nawet gdyby to wszystko znalazło się na pokładzie, pewnie nikt by tego szybko nie odkrył, ponieważ ten system jest przestarzały i ciężki w obsłudze. Dobre wieści - już od przyszłego roku w modelu ES pojawi się nowa wersja oprogramowania, którą poznaliśmy w nowej generacji Lexusa NX.
Nie ma miejsca na szpanerstwo, ale jest na bezpieczeństwo
W Lexusie ES już w bazowej odmianie mamy 10 poduszek powietrznych i pakiet bezpieczeństwa Lexus Safety System +2, zawierający takie systemy jak: Lane Departure Alert, Automatic High Beam, Radar Cruise Control, Pre-Collision System i Brake Assist, a także mechanizm wykrywania przeszkód w systemie ochrony przedzderzeniowej PCS (Pre-Collision System) w dzień i w nocy. Opcjonalnie możemy dobrać adaptacyjne światła drogowe AHS (Adaptive High-Beam System).
Lexus ES 300h - ceny w Polsce
Ceny Lexusa ES 300h, czyli jedynej wersji silnikowej dostępnej w Polsce, startują od 255 000 zł za otwierającą cennik odmianę "Elegance". Testowana przez nas odmiana "Prestige" wyjściowo startuje od 307 000 zł, tak samo jak odmiana "F Sport Edition". Wyżej znajduje się już tylko wariant "Omotenashi", którego ceny zaczynają się od 330 000 zł.
Wersja | Cena |
---|---|
Elegance | 255 000 zł |
Business Edition | 270 000 zł |
F Sport Design | 282 000 zł |
F Sport Edition | 307 000 zł |
Prestige | 307 000 zł |
Omotenashi | 330 000 zł |
Lexus ES 300h jest specyficzny, ale wart uwagi
W czasach cyfryzacji Lexus ES 300h pewnie czuje się jak dinozaur. Wnętrze japońskiej limuzyny to ukłon do starej szkoły, kiedy największe wrażenie robiła ilość fizycznych przycisków i pokręteł. Nie jest to koniecznie wygodne i często niezrozumiałe w obsłudze, ale dla konserwatystów, którzy nie odnajdują się nowościach naszpikowanymi dotykowymi panelami, wielkimi tabletami i innymi bajerami, to "stare" wzornictwo może się podobać.
Niewątpliwie z tych wszystkich Niemców i jednego Szweda, Lexus ES jest najlepiej wykonany, bo "po staremu" to nie tylko przyciski, ale też sposób składania wnętrz i dobierania materiałów. Te wnętrza na pewno posłużą przez lata, podobnie, jak jednostka napędowa, która zdobyła uznanie już wielu klientów w kilku modelach. I choć nie znalazł by się na moim osobistym podium, uważam, że niewątpliwie jest to auto godne uwagi.