W Bełchatowie trawa po kolana. Choć wakacje w pełni, to miejskie trawniki wciąż wyglądają jak dzikie łąki. Mieszkańcy nie kryją zdziwienia, a nawet złości i oburzenia. Na portalach społecznościowych co chwilę pojawiają się komentarze bełchatowian, którzy są zaskoczeni aktualną sytuacją.
O komentarz poprosiliśmy miejskich urzędników, których reakcja mieszkańców... wcale nie dziwi.
- My urzędnicy też jesteśmy mieszkańcami miasta i też to widzimy. Nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości i potwierdzam, że rzeczywiście nie tak to powinno wyglądać - przyznaje Marcin Michalak, zastępca dyrektora Wydziału Inżynierii i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Bełchatowa. Tłumaczy, że na ten stan nałożyło się kilka elementów.
- Najpierw susze, gdzie blokowaliśmy koszenie, co wynikało też z zewnętrznych wytycznych. Potem z kolei nadprogramowy wzrost tych traw związany z dużą ilością opadów. Do tego doszła jeszcze sytuacja nie do przewidzenia. Z dnia na dzień generalny wykonawca, który utrzymywał w mieście zieleń, ogłosił upadłość. Sytuacja mało komfortowa to delikatnie powiedziane, bo w zasadzie mamy szczyt na roboty zieleniarskie, głównie koszenie, czyli ta strona wizualna, która najbardziej jest odczuwalna przez mieszkańców miasta - wyjaśnia Michalak.
Obecnie trwają procedury związane z wyłonieniem kolejnej firmy. Mimo chwilowych utrudnień, koszenie w mieście trwa. Część zadań przejął bowiem drugi z wykonawców. W bełchatowskim magistracie zapewniają, że wkrótce sytuacja z trawnikami ma się poprawić.
- Po zawarciu umowy z nową firmą chcemy kompleksowo objąć koszeniem wszystkie tereny należące do miasta, tak aby lipcu zdecydowaną większość doprowadzić do porządku - uspokaja miejski urzędnik.