Epidemia koronawirusa wywróciła życie wielu Polakom do góry nogami. Choroba cały czas zbiera swoje śmiertelne żniwa, ale – co gorsza – jak wynika z urzędowych statystyk nie tylko ona przyczyniła się do wzrostu liczby zgonów.
Przyglądając się danym Urzędu Stanu Cywilnego w Bełchatowie jednoznacznie widać, że ilość zgonów w mieście i gminie wzrosła blisko dwukrotnie. W listopadzie 2020 roku urzędnicy zarejestrowali aż 146 zgonów, dla porównania w 2019 roku było ich 77, a w 2018 - 68. Statystyki są niepokojące o tyle bardziej, że listopad był także gorszy pod kątem ilości zmarłych od października, kiedy to USC zanotował 139 zgonów.
Nie tylko Bełchatów...
Smutne dane nie dotyczą tylko i wyłącznie Bełchatowa. Zbieżna sytuacja jest w całym kraju. Dla przykładu podajmy miasta z naszego województwa. Urząd Stanu Cywilnego w Łodzi poinformował, że w porównaniu do listopada 2019 roku tegoroczny listopad okazał się niezwykle tragiczny, bo zmarło aż o 81 procent więcej osób. I tak rok temu były 823 zgony, w 2020 roku aż 1497. Przy czym z powodu covidu zmarło 485 chorych. Podobnie sytuacja wygląda w Pabianicach. Rok temu w listopadzie odnotowano tam 73 zgony, w tym roku nieco ponad 200, z czego około połowa spowodowana była koronawirusem.
Na co umierają bełchatowianie?
A na co umierali bełchatowianie, czy przyczyną tak gwałtownych wzrostów jest koronawirus? I tak i nie. Jeśli przyjrzeć się oficjalnym danym z raportów epidemiologicznych, wcześniej przesyłanych przez wojewodę łódzkiego, teraz publikowanych na rządowej stronie wynika, że od początku pandemii (czyli od marca) do końca listopada zmarło na COVID-19 27 osób z powiatu bełchatowskiego. Ale… no właśnie, zawsze jakieś musi być. Lekarze nie mają wątpliwości, że pandemia koronawirusa wpłynęła radykalnie na stan zdrowia, a w efekcie często i życia wielu pacjentów. Ograniczenie do usług służby zdrowia, strach przed zakażeniem COVID-19 w szpitalach spowodował, że wielu pacjentów traciło życie w związku z nieleczeniem schorzeń.
Zwracaliśmy na ten temat uwagę, między innymi w ujęciu pacjentów kardiologicznych. Lekarze z Polsko-Amerykańskiej Kliniki Serca szacują, że do szpitali i oddziałów kardiologicznych zgłasza się nawet 30 procent mniej zawałowców.
- Żyjemy wszyscy w czasach pandemii, pacjenci boją się opuszczać dom i boja się korzystać z opieki medycznej. Niestety, obserwujemy to niepokojące zjawisko, pierwszy raz spotkaliśmy się z tym wiosną, teraz, przy drugiej fali epidemii koronawirusa mamy podobną sytuację – mówi dr Maciej Kośmider, ordynator Polsko – Amerykańskiej Kliniki Serca w Bełchatowie. - Pacjentów zgłasza się mniej, a ci co się zgłaszają, to są z reguły pacjenci, którzy starali się przetrzymać ostrą fazę zawału w domu. Zgłaszają się do nas w trzeciej, a czasem nawet piątej dobie zawału - dodaje kardiolog.
Więcej na ten temat można przeczytać w artykule >>> Kardiolodzy biją na alarm: Pacjenci boją się COVID-a, a umierają na ZAWAŁY SERCA! Skala problemu poraża