Wydawać by się mogło, że dziś, kiedy tak dużo mówi się o ekologii i segregacji śmieci problem wyrzucanych do toalet najrozmaitszych przedmiotów istnieć nie powinien. A jednak… Ludzka głupota czy nieświadomość bierze górę i do kanalizacji trafiają rzeczy naprawdę dziwne.
- Być może mieszkańcy nie zdają sobie sprawy, że o ile papier toaletowy czy papierowy ręcznik rozpuszczą się w wodzie, to nie stanie się tak z chusteczką nawilżającą czy pampersem – mówi Paweł Ciotucha, prezes gminnej spółki. - Wrzucone do systemu kanalizacji przedmioty trafiają aż do przepompowni. Jedna chusteczka nie zablokuje takiego urządzenia, ale sto chusteczek czy kilka pampersów już tak. Niewielkie odpady zbijają się w bryłę i w efekcie „czopują” pompę – mówi prezes.
Zapychane urządzenia, to oczywiście awarie. Pracownicy spółki muszą wówczas unieruchomić przepompownię, wyciągnąć zablokowany element, a następnie go oczyścić. To sprawia, że czasami nawet przez kilka godzin system kanalizacji na danym odcinku jest unieruchomiony. Pół biedy, jeśli na tym się skończy.
- Mieliśmy przypadki, że pompy popsuły się właśnie przez to, że zostały zapchane przez takie odpady – podkreśla Paweł Ciotucha.
Dlaczego do kanalizacji trafiają przedmioty, które powinny wylądować w koszu na śmieci?
- Myślę, że w większości przypadków jest to efekt niefrasobliwości czy tego, że mieszkańcy nie zdają sobie sprawy z tego, jakie szkody mogą z tego wyniknąć. Można pomyśleć: „co tam jedna chusteczka”. Owszem, ale jeśli w ten sam sposób pomyśli kilkadziesiąt osób, mamy problem – wskazuje prezes gminnej spółki. - Dlatego chciałbym zaapelować o większą rozwagę w tej kwestii i o korzystanie z kanalizacji w taki sposób, by jak najdłużej służyła nam wszystkim – podkreśla Paweł Ciotucha.