Na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy bełchatowscy strażacy byli alarmowani dokładnie 1357 razy (w roku 2018 tych wyjazdów było o 217 razy mniej). Co czwarty alarm był pożarem, natomiast przeważająca liczba wezwań, bo aż blisko tysiąc to miejscowe zagrożenia. Najczęściej pożarnicy ruszali do akcji w sierpniu, najspokojniejszy w służbie był ubiegłoroczny listopad.
- To był dobry, w miarę spokojny, ale pracowity dla nas rok – podsumował minione 12 miesięcy Wojciech Jeleń, Komendant Powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Bełchatowie.
Gdyby pracę strażaków chcieć zobrazować na 24-godzinnym zegarze to wynika, że interwencja pożarnicza podejmowana była dokładnie co 6 godzin i 27 minut. Pożar wybuchał co 25 godzin i 15 minut. Do tak zwanego miejscowego zagrożenia strażacy wyjeżdżali co 9 godzin i 30 minut. Fałszywy alarm strażacy odbierali co 100 godzin i 41 minut.
We wszystkich akcjach ratowniczo-gaśniczych podano 492 prądów gaśniczych wody, co przełożyło się na jej zużycie na poziomie 3 tysięcy metrów sześciennych, podano 29 prądów gaśniczych piany co dało zużycie blisko 600 litrów tego środka. Ponadto zużyto 26 kg proszku gaśniczego, 5111 kg sorbentu i 523 kg neutralizatorów.
Podczas wszystkich zdarzeń zanotowano 27 ofiar śmiertelnych, a blisko dwieście osób zostało rannych. Co szalenie istotne w minionym roku w powiecie bełchatowskim żadna osoba nie zginęła w pożarze. Byli jednak ranni – 12 osób.
Jak podkreślają zawodowi strażacy, ich codzienną służbę mocno wspierają koledzy – ochotnicy z jednostek OSP rozlokowanych w całym powiecie. Nieustannie wzrasta częstotliwość dysponowań do zdarzeń właśnie tych oddziałów, dlatego jednostki nieustannie doposażane są w odpowiedni sprzęt, zwłaszcza w pojazdy pożarnicze.
- Dla jednostek OSP rozdysponowaliśmy ponad 1,2 miliona złotych. Wśród inwestycji, zrealizowanych w ramach otrzymanych dotacji, należy wyróżnić zakup dwóch samochodów ratowniczo –gaśniczych dla OSP w Chabielicach oraz OSP w Zawadowie – mówił komendant Jeleń.