Nie trzeba być lekarzem, by wiedzieć, że w przypadku zawału serca liczy się każda godzina. Im szybciej pacjent trafi pod specjalistyczną opiekę, tym większe są jego szanse na powrót do zdrowia czy nawet uratowanie życia. Tymczasem kardiolodzy biją na alarm: znacząco wzrosła liczba osób, które w obawie przed koronawirusem, starają się w domu przeczekać dolegliwości sercowe i zbyt późno zgłaszają się do specjalistów.
- Żyjemy wszyscy w czasach pandemii, pacjenci boją się opuszczać dom i boja się korzystać z opieki medycznej. Niestety, obserwujemy to niepokojące zjawisko, pierwszy raz spotkaliśmy się z tym wiosną, teraz, przy drugiej fali epidemii koronawirusa mamy podobną sytuację – mówi dr Maciej Kośmider, ordynator Polsko – Amerykańskiej Kliniki Serca w Bełchatowie. - Pacjentów zgłasza się mniej, a ci co się zgłaszają, to są z reguły pacjenci, którzy starali się przetrzymać ostrą fazę zawału w domu. Zgłaszają się do nas w trzeciej, a czasem nawet piątej dobie zawału - dodaje kardiolog.
Kardiolog Maciej Kośmider apeluje, że strach przed koronawirusem nie może nas paraliżować w szukaniu pomocy medycznej. Każde zwlekanie z lekarską interwencją może mieć katastrofalne i nieodwracalne skutki dla naszego organizmu, ze śmiercią włącznie.
- Trzeba jednoznacznie powiedzieć, że nowoczesne leczenie zawału serca polega na jak najszybszym udrożnieniu tętnicy wieńcowej, która uległa zablokowaniu. Jest to nowoczesne leczenie, niezwykle skuteczne, które zmniejszyło śmiertelność w zawale serca do kilku procent. Natomiast jeżeli pacjent czeka, że ból w klatce piersiowej mu ustąpi sam, to niestety śmiertelność wzrasta do kilkudziesięciu procent – wyjaśnia dr Maciej Kośmider z PAKS w Bełchatowie.
Nawet jeśli pacjent, który starał się przeczekać zawał przeżyje musi liczyć się z dramatycznymi skutkami dla swojego stanu zdrowia. Znacząco wzrasta bowiem prawdopodobieństwo rozwinięcia się niewydolności serca, niewydolności układu krążenia i całego szeregu bardzo przykrych objawów. Dlatego dr Kośmider apeluje, że jeżeli występuje u nas ból w klatce piersiowej, to nie ma na co czekać, tylko należy wzywać karetkę pogotowia, szukać kontaktu medycznego. Zaznacza, że w chociażby w bełchatowskim oddziale PAKS codziennie dyżurują lekarze, a oddział dysponuje wolnymi łóżkami.
Jak duża jest skala tego problemu? Kardiolog nie ma wątpliwości – ogromna. Według szacunków medyków, do szpitali i oddziałów kardiologicznych zgłasza się nawet 30 procent mniej pacjentów i to jest zjawisko obserwowane w całej Polsce.
- Jak analizujemy dane dotyczące śmiertelności i porównam je z ubiegłorocznymi statystykami, to widzimy wzrost zgonów. Śmiertelność z powodu COVID-u nie wypełnia tego wzrostu, więc podejrzewamy, że część tych pacjentów, którzy nie doczekali pomocy, to są potencjalni nasi pacjenci, z zawałem serca, z ostrymi zespołami wieńcowymi – zauważa dr Maciej Kośmider.