To była tragedia, której okoliczni mieszkańcy nie zapomną. O godzinie 16.15 w niewielkich Babach pod Piotrkowem Trybunalskim makabrycznemu wypadkowi uległ pociąg relacji Warszawa – Katowice. Skład pędził jak szalony. W miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 40 km/h, maszynista rozpędził pociąg nawet do 118 km/h – tak wynikało z ustaleń Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.
- Myślę, że jechał grubo ponad setkę - opowiadał Przemysław z Rudy Śląskiej, który podróżował w pechowym pociągu. - Nagle zaczął gwałtownie hamować, jakby maszynista zorientował się, że pędzi za szybko. Chwilę potem wypadł z torów – relacjonował w 2011 roku.
To właśnie nadmierna prędkość była przyczyną katastrofy w Babach. Wykoleiła się lokomotywa i cztery wagony. Lokomotywa typu EP07 z ogromnym impetem uderzyła w nasyp, a jeden z wagonów wypadł z torów i przewrócił się. Jedna osoba zginęła na miejscu, był to 52-letni 52-letni mieszkaniec Częstochowy. Kilka tygodni później w szpitalu zmarła kolejna ofiara, 63-letnia mieszkanka tego samego miasta. Ostatecznie poszkodowanych zostało 162 pasażerów.
Jak wynikało z późniejszych ustaleń śledczych z prokuratury i specjalistów z Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych, za katastrofę odpowiedzialny był maszynista. To on nie dostosowując się do wskazań semafora i jadąc z prędkością 113,1 km/h na odcinku, gdzie dopuszczalna prędkość wynosiła 40 km/h doprowadził do koszmarnego wypadku.
Po ponad 2-letnim śledztwie, 29 listopada 2013 roku do piotrkowskiego sądu trafił akt oskarżenia w sprawie katastrofy w Babach. Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie oskarżyła maszynistę Tomasza G. o nieumyślne spowodowanie katastrofy kolejowej przez przekroczenie dozwolonej prędkości w tym miejscu. Maszynista uznany przez sąd za winnego nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej na stacji Baby poszedł do więzienia na karę przeszło trzech lat więzienia 4 lipca 2016 roku.