- On zaczął rozrabiać około godziny 18 – opowiada pan Łukasz. - Usypał sobie jakąś kupkę kamieni na ulicy i do wszystkich skakał. Sąsiedzi wyszli właśnie ze szpitala z małym dzieckiem, to dwa razy musieli go uspokajać.
Ale tego dnia Kamil K. nie chciał się opanować. Jego agresja z każdą chwilą narastała, aż strach było wyjść na ulicę.
CZYTAJ TEŻ: Narzeczeni zginęli w katastrofie samolotu. Kochali siebie, kochali latać
- Zwróciłem mu w końcu uwagę, żeby się zamknął – tłumaczy pan Łukasz. - To wtedy zaczął mi grozić, że mi wybije szyby, że mnie zabije. Wyszedłem więc do niego, żeby go uspokoić. To wziął taki wielki kamień i rzucił nim we mnie. Odrzuciłem mu go na podwórko. Potem kopnął w kosz na śmieci, który się przewrócił. Chciałem go podnieść, a on wtedy rzucił we mnie nożem - opowiada mężczyzna.
Ostrze wbiło się mężczyźnie w klatkę piersiową w okolicach lewego ramienia. Do serca brakowało naprawdę niewiele. - Mamy małą córkę. On przecież mógł odebrać jej ojca, a mnie uczynić wdową – dodaje przerażona żona ranionego mężczyzny.
Ranę udało się opatrzyć wspólnie z jednym z sąsiadów. Niedługo potem na miejscu zjawiło się pogotowie i policja. Pan Łukasz trafił do szpitala, gdzie na szczęście okazało się, że obrażenia nie zagrażają jego życiu.
- Funkcjonariusze szybko znaleźli agresora – mówi Katarzyna Staśkowska z policji w Łasku. - Schował się w wychodku na swojej posesji. Drzwi zastawione zostały płytami chodnikowymi od zewnątrz. Na ten pomysł wpadła babcia sprawcy, mając nadzieję, że dzięki temu policjanci nie będą tam szukać. 30-latek trafił do policyjnej celi. W chwili zatrzymania miał ponad 2 promile alkoholu we krwi.
POLECAMY: 28-latka jechała do pracy na podwójnym gazie, uderzyła w ogrodzenie. Oto skutki...
Kamil K. usłyszał zarzuty uszkodzenia ciała. Grozi mu do 5 lat więzienia.