Te mrożące dosłownie krew w żyłach wydarzenia rozegrały się w środę, 24 lutego tuż przed południem na stawie położonym tuż przy ulicy Kilińskiego w Łasku. Zrozpaczona kobieta widząc tonącego męża chwyciła za telefon i zadzwoniła po pomoc do strażaków.
- Można mówić o sporym szczęściu, bo już po dwóch, trzech minutach nasze trzy wozy dojechały na miejsce – mówi se.pl młodszy brygadier Sławomir Wągrowski, rzecznik prasowy Straży Pożarnej w Łasku. - Strażacy przy pomocy specjalistycznych sań weszli na lód i po kolejnych 10 minutach wyciągnęli mężczyznę na ląd. Temperatura wody wynosiła około 4 stopni, a staw ma w tym miejscu około dwóch metrów głębokości.
Ratownicy już na brzegu udzielili mu pierwszej przedmedycznej pomocy, a po chwili przyjechała karetka. Po przebadaniu okazało się, że 70-latek jest jedynie mocno przemarznięty i przemoczony. Nie został zabrany do szpitala.
Okazało się, że mężczyzna wchodził często na zamarznięty staw żeby uprzątnąć drzewa i krzaki nadgryzane przez bobry. Tym razem jednak trafił na miejsce, gdzie tafla lodu była zbyt cienka, by go utrzymać i wpadł do wody.