Był 19 października 2018 roku. 10-letniego wówczas Patryka, na galę boksu, która odbywała się w hali sportowej w Witowie Kolonii, zabrała ciocia. Kiedy weszli do hali, miejsca przy samym ringu były już zajęte. Nagle jedno się zwolniło i chłopiec ochoczo przesiadł się, by lepiej widzieć zmagania sportowców. Za jego plecami znajdował się reflektor. Sprawę opisuje szeroko Dziennik Łódzki. Jak czytamy w materiale, Patryk miał spojrzeć na lampę, która wraz z dzwonkiem kończącym rundę, nagle zaświeciła się ostrym światłem. Wtedy jego oczy zaczęły łzawić, a pod zamkniętymi powiekami nadal widział przeraźliwie jasne światło. Kiedy je otworzył, widział ciemne plamki, które z biegiem czasu wcale nie znikały. Wówczas mama zabrała go na konsultację okulistyczną. Jak czytamy, "lekarze stwierdzili trwałe uszkodzenie siatkówki obu oczu, które objawia się niedowidzeniem w miejscach porażonych". Minęły prawie 3 lata od zdarzenia, a stan Patryka się nie poprawił i jak mówi jego mama - nie ma gwarancji, że się nie pogorszy. "Już teraz jest wątpliwe, że będzie zdolny np. do kierowania samochodem" - mówi w rozmowie z DŁ Katarzyna Major.
Jak podaje Dziennik Łódzki, producent pisze o tym modelu na swojej stronie, że "swą ostrą wiązką światła jest w stanie praktycznie przecinać powietrze”. Jednak nikt nie poczuwa się do popełnienia błędu. Mama Patryka ubiega się o zadośćuczynienie i rentę dla syna, wskazując w pozwie na nieprawidłowe rozmieszczenie oświetlenia i niedopełnienie przez współorganizatorów obowiązku właściwego nadzoru nad przebiegiem imprezy.
Polecany artykuł:
Firma odpowiedzialna za oświetlenie ma odpierać argumenty, twierdząc, że używane przez nią lampy są stosowane powszechnie na wielu imprezach w kraju i nie mogą uszkodzić wzroku, jednocześnie sugeruje, że chłopiec mógł doznać uszkodzenia w inny sposób, niezwiązany z kontaktem z reflektorem.
Biegły stwierdził u Patryka 7,5-procentowy uszczerbek na zdrowiu. Sprawa sądowa jest w toku.