Jak opisuje TVN24, wszystko potoczyło się szybko. Policjanci kontrolujący jedno z piotrkowskich targowisk, poprosili pana Sławomira o dokumenty. Jak opisuje jego żona, funkcjonariuszka odeszłą na chwilę na bok, "a kiedy wróciła, zaczęły się dziać rzeczy nieprawdopodobne".
Mężczyzna został zakuty w kajdanki, a policjantka miała oświadczyć, że pan Sławomir figuruje w policyjnej bazie jako osoba ścigana za zabójstwo pierwszego stopnia, które miało miejsce 28 lat temu w Poznaniu.
Oboje małżonków było przerażonych, próbowało tłumaczyć, że musiała zajść jakaś pomyłka. Z relacji kobiety wynika, że policjantka poinformowała, że zabiorą męża na komendę, a następnie do prokuratury.
Niebawem jednak okazało się, że to pomyłka. Policjant jeszcze raz sprawdził dane i wyjaśnił, że zaszła zbieżność nazwisk. Mężczyzna został rozkuty.
Jak czytamy, małżeństwo "odchorowało" całą tę sytuację. - Oboje się czuliśmy bardzo źle. Zostaliśmy poniżeni w oczach wszystkich ludzi na targowisku. Policjantka traktowała nas pretensjonalnie. To było koszmarne - mówi pani Aneta. Jak opisała, stres po tym wydarzeniu był na tyle silny, że oboje z mężem udali się na szpitalny oddział ratunkowy.
Policjantka przeprosiła małżeństwo za zaistniałą sytuację, jednak żona pana Sławomira zdecydowała się złożyć skargę do komendanta miejskiego policji w Piotrkowie Trybunalskim.
Sam komendant wyjaśnia, że funkcjonariusze zachowali się zgodnie z procedurami, które mówią jasno, że jeżeli istnieje podejrzenie, że legitymowana osoba, jest niebezpiecznym przestępcą, należy uniemożliwić mu ucieczkę.
To, jak dokładnie przebiegała interwencja, zostanie wyjaśnione. Jeżeli doszło do uchybień, policjanci zostaną ukarani.