Maria M. mieszkała razem z rodzicami i babcią Ireną S. (75 l.) w niedużym domku pod lasem nieopodal drogi wyjazdowej z miasta w kierunku Radomia. Uczynna, sympatyczna, dobra uczennica, koleżeńska – mówią o niej sąsiedzi. Nikt nie podejrzewał, że w ich czterech ścianach może rozegrać się taki dramat, w którym nastolatka okaże się czarnym charakterem.
Tymczasem w dziewczynie coś pękło. Rzuciła się na swoją babcię i zaczęła ją dusić, potem chwyciła za nóż i zadźgała nim starszą panią. Po wszystkim napisała długi pożegnalny list i wyszła z domu. Kiedy zwłoki Ireny S. i list od córki odnaleźli rodzice Marii M. wszczęli alarm. Na miejsce przyjechało kilka patroli policji. Mundurowi odnaleźli dziewczynę całą i zdrową w lesie obok domu. Przyznała się do zabójstwa, a sąd aresztował ja na trzy miesiące. Spędzi je w więziennym szpitalu przy Zakładzie Karnym nr 2 w Łodzi, do którego ze względu na stan zdrowia trafiła na obserwację sądowo-psychiatryczną.
- Szkoda mi tej dziewczyny – mówi jeden z mieszkańców osiedla. - Całe dnie ze względu na naukę zdalną siedziała w domu. Dodatkowo musiała opiekować się babcią, która była niedołężna. Miała też wiele innych obowiązków. To wszystko ją przerosło. Musiała wpaść w depresję - dodaje.
Marii M. grozi dożywocie.