Bydgoszcz: Anusia zginęła w pożarze
- Ania miała trafić do domu dziecka. Nie trafiła do niego, bo nie było dla niej miejsca. Gdyby znalazło się dla niej, to by żyła - mówią nam ocalali z pożaru mieszkańcy hostelu w Bydgoszczy. Ania urodziła się 16 sierpnia 2021 roku. Jej tata, Grzegorz, pod zdjęciami swojej córeczki trzymanej na rękach przez mamę, zamieścił taki wpis: "Moje dwie najukochańsze i najważniejsze kobiety mojego życia kocham was bardzo". Anusia od urodzenia nie miała szczęścia. Gdy razem z mamą wyszła ze szpitala, zamieszkała z rodzicami i babcią w niewielkim pokoju w hostelu w Bydgoszczy, ulokowanym przy ulicy Jar Czynu Społecznego. Dalszy ciąg materiału pod galerią i filmem.
Czytaj więcej o sprawie: Koszmarny bilans pożaru na Wyżynach. Bezwzględny żywioł zabił trzy osoby
Ania zginęła w pożarze w Bydgoszczy. Nie trafiła do domu dziecka
Pracownikom opieki społecznej nie podobały się warunki, w jakich mieszka maleństwo. To właśnie dlatego jej tata zorganizował zbiórkę w internecie, którą nazwał "Dom dla Ani, by została przy rodzicach".
- Potrzebuje pomocy, ta maleńka dziewczynka ma na imię Ania, ma cudownych rodziców, którzy bardzo się kochają, jednak do szczęścia im brak mieszkania. Zamieszkują na pokoju, gdzie dzięki ingerencji pani pielęgniarki środowiskowej, która stwierdziła, że pokój to zbyt mało by mogli żyć, wspólnie postanowiła zgłosić to do instytucji MOPR i odebrać rodzicom dziecko. Czy tak powinno to działać? Ojciec dziecka pracuje, stara się odłożyć na odstępne, ale długa droga do tego. Ania przebywa w szpitalu i czeka na decyzję o swoim losie. Zaznaczę, że warunki w pokoju, w którym zamieszkują rodzice, nie są ani patologiczne, zawinił człowiek. Zwracam się dziś do was o pomoc, na chwilę obecną potrzebujemy tylko art. dla dziecka typu płyny do kąpieli, pampersy, chusteczki itd. Może ktoś może pomóc z mieszkaniem, rodzina zamieszkuje w Bydgoszczy. Wiem, że mamy tę moc i pomożemy tej rodzinie - napisał pod zbiórką.
W tę feralną środę (24 sierpnia), jej tata Grzegorz poszedł do pracy. Mama Ani, Emilia, przed godziną 12 wyszła do sklepu po mleko dla małej. - Anusia została sama w pokoju z babcią Anią - mówią nam znajomi rodziny Gdy mama Ani była w sklepie, hostel nagle stanął w ogniu.
- Zapaliło się u tego pana, który dopiero tutaj mieszkał kilka dni. My wbiegliśmy do niego z gaśnicami, próbowaliśmy gasić pożar, on krzyczał, że to zapaliło się od dekodera - mówią ocaleni mieszkańcy hostelu.
- Emilka mieszkała ze swoim mężem Grzegorzem. On był w pracy. Emilia poszła do sklepu kupić mleko dla małej. Ona wracała ze sklepu i pytała "Czemu tu stoicie?". Jak usłyszała, co się dzieje, pobiegła ratować córkę - relacjonują mieszkańcy hostelu.
Świadkowie krzyczeli, żeby babcia z Anią uciekały z płonącego budynku, ale było już za późno. Ania i jej babcia zginęły w pożarze. Oprócz nich żywioł zabrał życie dorosłemu mężczyźnie. Na razie nie wiadomo, jak on się nazywał. Na razie nie wiadomo też, co było przyczyną pożaru.
Rodzinie i bliskim składamy wyrazy współczucia. Pod tekstem zamieszczamy galerię z miejsca pożaru.