Tragedia w Grudziądzu. Nie żyje 1,5-miesięczna dziewczynka
Adrian D. to chłop jak tur. Ręce ma jak bochen chleba. Bicepsy niczym Mariusz Pudzianowski. Do tej pory był znany policji z drobnych kradzieży. Był narwany, ale nikomu nie zrobił krzywdy. W ostatnią niedzielę (10 października) jego partnerka wezwała pogotowie do ich 6-tygodniowej córeczki. Dziewczynka miała imię po swoim "tatusiu". Ratownicy medyczni od razu przewieźli maleństwo do szpitala. Tam przez ponad godzinę walczyli o jej życie.
Zobacz: Tragiczna śmierć 12-latki koło Torunia. "Śpij Aniołku". Te komentarze chwytają za serce
Prawda o krótkim życiu dziewczynki okazała się tragiczna. Lekarze odkryli na jej pośladkach i pleckach siniaki. Dziewczynka praktycznie od urodzenia była katowana. Była bita przez swojego ojca dlatego, że płakała. Dlatego miała siniaki. Jej mama, by chronić swojego partnera, gdy dziewczynka zachorowała nie chciała pójść do lekarza. Bała się, że prawda wyjdzie na jaw. Adrianna miała 40 stopni gorączki, a jej mama przez siniaki nie wezwała karetki.
Zrobiła to dopiero wtedy, gdy dziewczynka zrobiła się cała sina i traciła oddech. Lekarze w grudziądzkim szpitalu walczyli o jej życie ponad godzinę. Jeszcze w niedzielę do policyjnej izby zatrzymań trafił Adrian D. W chwili zatrzymania był pijany, bo na noc z soboty nie pił z kolegami i nie wrócił do domu. Kilka godzin później została zatrzymana Sylwia C., mama dziewczynki.
Czytaj także: Tragedia w Grudziądzu. Nie żyje 1,5-miesięczna dziewczynka. Szokujące zarzuty dla rodziców
Ojcu dziecka został postawiony zarzut znęcania się nad dziewczynką ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu za to do 10 lat więzienia. Matce prokurator postawił zarzut zaniechania obowiązków. Grozi jej do 5 lat więzienia.
- Do sądu skierowaliśmy wniosek o zastosowanie wobec rodziców dziecka środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztu na okres trzech miesięcy - mówi nam prokurator Magdalena Chodyna, zastępca Prokuratora Rejonowego w Grudziądzu.
Ojciec dziecka nie przyznaje się do winy, natomiast matka tak. - Ja w to nie wierzę. On tak cieszył się na jej urodziny. Przecież ona ma po nim imię. On miał wielkiego psa. Wydał go, aby ten nie zrobił jego córce krzywdy. On w ogóle nie pił alkoholu. Raz pomógł mi przy pracy w domu i chciałem dać mu "flaszkę" dobrego alkoholu, to odmówił mówiąc, ze nie pije - mówi nam sąsiad Adrianna D.