Do pierwszego napadu na stację paliw w Zakrzewie doszło 31 marca. Napastnik wtargnął do środka tuż po godz. 5 nad ranem. Ubrany na czarno i zamaskowany groził pracownikom przedmiotem przypominającym broń. Krzyczał, że jak nie oddadzą mu pieniędzy to "dostaną kulkę w łeb".
Sterroryzowani pracownicy oddali pieniądze, a napastnik uciekł. Mężczyzna krzyczał jeszcze, że jak zadzwonią na policję, to podpali samochody, które stoją na stacji. Cały napad trwał kilka minut i został zarejestrowany na nagraniu z monitoringu, udostępnionym w mediach. Artur Kandarian, właściciel stacji wyznaczył nagrodę za pomoc w znalezieniu napastnika. Początkowo było to 5 tys. złotych. Kwota ta urosła jednak do 10 tys. złotych, kiedy doszło do kolejnego napadu.
Schemat był dokładnie taki, jak w przypadku pierwszego ataku. Napastnik wpadł na stację o świcie. Zaatakował pracowników i kazał spakować pieniądze do torby. I tym razem bandyta próbował zastraszyć pracowników stacji. Za pierwszym razem jego łupem padło prawie 5 tys. złotych, za drugim 800 złotych.
Śledztwo w tej sprawie prowadzą policjanci z Włocławka. Świadkowie obu tych zdarzeń proszeni są o kontakt z włocławską komendą policji. Sprawca napadów wciąż pozostaje na wolności.