Policjanci zastali na miejscu ponad 150 psów, z których trzy były martwe, i 25 kotów. Część czworonogów potrzebowała pomocy weterynarza.
- Zwierzęta trzymano w ciasnych klatkach, bez światła, w odchodach - powiedział Dawidowi Olszewskiemu, reporterowi Radia ESKA, Grzegorz Bielawski ze stowarzyszenia. - Byłem w wielu hodowlach, zabierałem wiele zwierząt z jednego miejsca, ale tak makabrycznych warunków nie widziałem nigdy – dodaje Bielawski.
To między innymi buldogi francuskie, yorki, owczarki, bulteriery i koty norweskie. Wszystkie trafiły pod opiekę stowarzyszenia "Pogotowie dla zwierząt".
Dawidowi Olszewskiemu nieoficjalnie udało się ustalić, że hodowla działała legalnie. Miało zajmować się nią małżeństwo, które prowadziło stowarzyszenie parające się sprzedażą psów i kotów rasowych. Ceny za każde zwierzę wynosiły ok. 1500 zł.
Właściciele zlikwidowanej hodowli mogą odpowiadać za znęcanie się nad zwierzętami. Oprócz psów i kotów policjanci zabezpieczyli także na posesji martwe zwierzęta. Leżały one ukryte w kartonie niedaleko bramy. Były to szczeniaki. Przyczyna ich śmierci znana będzie za kilka dni. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów. Sprawę bada biegły.
Marta Bitowt z "Pogotowia dla Zwierząt" opowiedziała Dawidowi Olszewskiemu, reporterowi Radia ESKA, o zlikwidowanej hodowli w Dobrczu:
Stowarzyszenie poszukuje osób, które tymczasowo mogą zaopiekować się zwierzętami. W sprawie adopcji chętni mogą pisać na adres: [email protected].