ludzie z pasją

Nastolatek z Bydgoszczy ratuje konie przed rzeźnią. Pomogą mu w tym nasze lajki [ROZMOWA]

Do założenia fundacji dojrzewał kilka lat. Powstała jesienią 2023 r. jako przypieczętowanie tego, co po cichu robił z mamą od dawna. Zaczęło się od tego, że wykupili konie, które miały trafić na rzeź i stworzyli dla nich azyl. Teraz takich uratowanych zwierząt mają siedem. Każde z nich doświadczyło wcześniej tyle zła, że miesiące zajmuje przekonanie ich, że człowiek to nie ten, który tylko krzywdzi. - Tak zmieniam świat - mówi 17-letni Sylwester Starczewski.

Bydgoszczanie z pasji ratują konie przed rzeźnią

- Przenieśliście się z Bydgoszczy na wieś pod Kcynią (woj. kujawsko-pomorskie), żeby opiekować się końmi. Jak do tego doszło?

Sylwester Starczewski: - Wszystko zaczęło się od mojej mamy, pasję odziedziczyłem w genach po niej. Kiedy się urodziłem, z braku czasu musiała sprzedać swoją ukochaną klacz, ale w domu zawsze stało jej zdjęcie. Wpatrywałem się w nie, gdy byłem dzieckiem, oczarowało mnie.

Joanna Starczewska: - Dopiero teraz się o tym dowiaduję!

Sylwester Starczewski: - Miałem chyba 7 lat, gdy poprosiłem mamę, by zabrała mnie do stadniny.

Joanna Starczewska: -  Byłam pewna, że to kolejna krótkotrwała fascynacja dziecka, że mu przejdzie, kiedy przekona się, ile pracy wymaga opieka nad końmi. Zabrałam go wiec do stajni, by nauczył się czyścić zwierzęta, poczuł ich zapach, przekonał się, że to nie zabawa. Ale jemu szło świetnie, nie bał się koni, szybko złapał z nimi kontakt. Kiedy miał 9 lat, zaczął jeździć, dziś nie wyobraża sobie bez nich życia.

Sylwester Starczewski: - Pamiętam tamte emocje. To było niezwykłe doświadczenie, bo z wysokości ok. 1,5 metra nad ziemią inaczej się patrzy na świat. Nie miałem takiej komunikacji z końmi jak teraz, ale już wiedziałem, że to niesamowite, bardzo czułe i wrażliwe istoty.

Bite, źle traktowane konie stają się agresywne, a wtedy są odsyłane do rzeźni

- Teraz nie tylko dzielicie wspólną pasję. Prowadzicie też fundację Equlistic Harmony - Koń i człowiek holistycznie.

Sylwester Starczewski: - Skupiamy się na ratowaniu koni, ale w przyszłości będziemy też wspierać ludzi. Chciałem ją założyć już kilka lat temu, ale pomyślałem, że może lepiej odczekam, a jak dorosnę, będzie mi łatwiej pozyskać na to pieniądze. A jednak złożyło się tak, że powstała pół roku temu.

Joanna Starczewska: - Zaczęło się od tego, że kupiłam kilka koni po przejściach i zajmowaliśmy się nimi. Fundacja powstała, bo koni trafia do nas więcej i więcej. Mamy nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie nam pozyskiwać pieniądze na ich utrzymanie i leczenie. Ludzie nie mają świadomości, jak wrażliwymi zwierzętami są konie. Za duża presja, niedostosowane wymagania, kary fizyczne powodują, że konie zmieniają swoje zachowanie względem człowieka. Jeśli koń ma taką osobowość, że będzie chciał o siebie zawalczyć, może stać się agresywny. Kiedy robi się niebezpiecznie i opiekun nie może sobie poradzić, sprzedaje konia handlarzowi, a ten do rzeźni. U nas konie żyją na wolnym wybiegu, tworzą stado, a to zapewnia im podstawowe potrzeby, daje poczucie bezpieczeństwa. W takich warunkach mogą dochodzić do siebie. To działa jak u człowieka: może leczyć traumę, kiedy odzyska spokój i równowagę. W przypadku naszych koni takie dochodzenie do siebie trwa różnie. Pierwszy ponad rok potrzebował, by zaufać człowiekowi na tyle, by nabrać przekonania, że nie musi go atakować, gdy tylko pojawia się na horyzoncie. Trzy konie przekazali nam znajomi, kiedy okazało się, że nie stać ich na utrzymanie zwierząt, które już na siebie nie zarabiają, ale nie chcieli, by skończyły w rzeźni. One będą z nami do końca swoich dni. Mamy też dwie młode klacze, które trenujemy. Kiedyś zostaną sprzedane i będą mogły np. trafić pod siodło. W ten sposób chcemy też pozyskiwać pieniądze na utrzymanie kolejnych koni doświadczonych przez los i człowieka. 

Sylwester Starczewski: - Te konie zaznały ze strony człowieka tak wiele bólu psychicznego lub fizycznego, że mają uraz, przez co mogą być agresywne. My to naprawiamy. Pokazujemy zwierzętom, że człowiek może być dobry, że z człowiekiem można inaczej. Udowadniamy, że ludzie odbierają od koni to, co one im dają, że człowiek może dać coś z serca dla konia. Znajomi zaczęli zgłaszać się do nas, prosić o przyjęcie koni, które inaczej trafiłyby na rzeź. Tak zjawił się u nas m.in. Marocco. Ma 16-lat, jest siwy i schorowany. W grudniu przeszedł operację. Kosztowała 15 tys. zł. Zebraliśmy na nią pieniądze w publicznej zbiórce. Uwielbiam też Meteora, to bardzo duży koń wielkopolski. Z nim były początkowo największe problemy, bo miał za sobą najwięcej niemiłych doświadczeń z ludźmi. Teraz uwielbia się z nami bawić, podgryza nas zabawnie. Kiedy na pastwisku przychodzą go podrapać, chwyta za suwak mojej kurtki i macha głową góra-dół, góra dół.

A co wam daje praca z końmi?

Joanna Starczewska: - Każdy dzień, kiedy możemy pójść do naszych koni, niesie ogromną satysfakcję.

Sylwester Starczewski: - Konie są niesamowite, praca z nimi to praca z samym sobą. Uwrażliwiają nas na wiele rzeczy, pomagają uwolnić emocje, uspokajają. Praca opiera się na zasadach partnerstwa. Nic nie wyjdzie z treningu, jeśli człowiek będzie po prostu coś zwierzęciu kazał. Studiuję psychologię w ramach Uniwersytetu Młodzieżowego. To moja kolejna pasja. Jeśli pracuje się z końmi, praca z człowiekiem jest nieunikniona, a z wiedzą psychologiczna to prostsze i efektywniejsze. To daje mi świetną możliwość rozwoju.

Bydgoskie Morsy dla WOŚP. To była lodowata kąpiel w szczytnym celu
Źródło: Nastolatek z Bydgoszczy ratuje konie przed rzeźnią. Pokazuje im, że z człowiekiem da się żyć [ROZMOWA]

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają