Opieka nad cudzymi dziećmi, to nie lada wyzwanie. Niejednokrotnie związane jest z masą nieprzyjemnych sytuacji i... zszarganymi nerwami. - To już przechodzi ludzkie pojęcie. To, co się dzieje to istny koszmar — mówi dziennikarzom "WP" Weronika, która przyznaje, że praca kierownika kolonii w dużej mierze polega na bieganiu za dziećmi z telefonem i robieniu nierealnych zdjęć.
Kobieta nie spodziewała się tego, co ją spotka podczas kolonii. Jak mówi, na co dzień pracuje z dziećmi w szkole integracyjnej, jednak to było czymś zupełnie innym. No koloniach pojawiały się także maluchy z zaburzeniami i problemami, o których nikt nie poinformował. - Jeżdżę od wielu lat, ale w tym roku to już przechodzi ludzkie pojęcie - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Opiekun dzieci to także... fotograf
Firmy organizujące kolonie mają konkretne wymagania wobec opiekunów. 80 zdjęć dziennie to minimum. Jak informuje także portal, do tego wychowawcy regularnie muszą wstawiać filmiki na social media, a pod koniec dnia tworzyć album z najlepszymi zdjęciami. - Właściciele biura dzwonią i błagają o "rolki" co dwie godziny. W efekcie nie mamy czasu zająć się dziećmi, bo cały czas latamy z aparatem - dodaje Weronika.
Tak wyglądały wakacje i kolonie w czasach PRL-u. KLIKNIJ i zobacz unikatowe zdjęcia!
Rodzic chce widzieć i wiedzieć wszystko
Weronika, w rozmowie z dziennikarzami wyjaśniła także, że dużo problemów stwarzają sami rodzice. - Telefony rodziców co trzy minuty z pretensjami albo wiadomości w stylu: ''Czemu Zosia ma tylko trzy zdjęcia, a Bartek osiem'' to standard - mówi kobieta i dodaje, że zdarzają się też rodzice, którzy każą wysyłać sobie zdjęcia posiłków, jakie dostają ich pociechy. Co więcej, to że zdjęcia są najważniejszą rzeczą na całym obozie, mają podłapywać również same dzieci.
Pytania rodziców bywają przeróżne. - Dlaczego Tomek nie miał czapki albo czy wie pani, ile par majtek zużył. Inna mama zadzwoniła, bo zobaczyła na zdjęciu, że jej syn ma założoną koszulkę na złą stronę - opowiada "Wirtualnej Polsce" inna wychowawczyni kolonijna.
Kobieta wspomina sytuacje, w której jedna mama potrafiła codziennie przywozić swojej córce obiady, ponieważ nie smakowała jej te na obozie. Inna mama posunęła się o krok dalej i postanowiła zamieszkać w drugim budynku tego samego hotelu co kolonijna grupa jej dziecka.