- Byłem biedny, byłem pijakiem. I nie miałem ciekawej przeszłości. Miałem włamania na swoim koncie i rozbój. Nikt mnie nie słuchał. Dlatego mnie skazali - mówi dziennikarzowi "Super Expressu" Andrzej Jaśniewicz.
To było brutalne morderstwo. Zbigniew G. (†44 l.) mieszkaniec Grudziądza został zamordowany w okrutny sposób. Zadano mu ponad 20 ciosów nożem i podcięto gardło.
Zobacz: 41-latek Przemek zginął w straszliwym wypadku! Policja ujawnia przyczynę
- Wtedy przebywałem w Zakładzie Karnym. Dostałem przepustkę i byłem na niepowrocie. Piłem. Zatrzymali mnie po tym morderstwie. Mówiłem, że jestem niewinny, ale nikt mnie nie słuchał. Nie było żadnych dowodów. Nie było odcisków palców. Nie było DNA. Nie pasowały też ślady zostawione na miejscu zbrodni. Dowodem było zeznanie jednej osoby, która przez uchylone drzwi miała widzieć mordercę i na 50 proc. rozpoznać mnie po krzywym nosie i chodzie - mówi nam Andrzej Jaśniewicz.
Zanim wyszedł z więzienia po przesiedzeniu w nim 25 lat, z dziennikarzami "WP" skontaktował się opiekun schorowanej kobiety. To jemu ciągle powtarzała, że to jej mąż zabił, a siedzą niewinni!
- Nie znałem tej kobiety - mówi nam Andrzej Jaśniewicz. - Ona 10 lat temu sama była na policji, ale przegonili ją z komendy i powiedzieli do niej, że jak będzie gadać takie głupstwa, to ją zamkną - dodaje.
W lipcu pan Andrzej napisał zawiadomienie o przestępstwie do Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
- Na wariografie byłem badany przez biegłego sądowego w Warszawie - mówi nam mężczyzna. Wyniki badań na wariografie zostały dołączone do zawiadomienia. Teraz Prokuratura Okręgowa w Toruniu po przeprowadzeniu czynności sprawdzających wszczęła śledztwo w sprawie pozbawienia życia Zbigniewa G., nocą z 4/5 lipca 1995 roku w Grudziądzu przez osoby nie objęte wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Toruniu z 17 listopada 1997 roku, sygn. II K 6/97 – tj. o czyn z art. 148 par. 1 kk.