W teorii, planowana ustawa o rynku mocy teoretycznie zabezpiecza Polaków przed przerwami w dostawach prądu. W praktyce jednak, jak wskazują specjaliści z Koalicji Klimatycznej, to kolejny podatek, który dotknie nasze kieszenie – Sednem proponowanej ustawy o rynku mocy jest dopisanie do rachunków za prąd nowej opłaty. Dla gospodarstw domowych będzie to średnio kwota od 120 do 140 złotych rocznie.
Warto podkreślić, że największe koszty z tytułu wprowadzenia nowych regulacji poniosą małe i średnie przedsiębiorstwa, bo średnio ok. 600 zł – podkreśla dr hab. Zbigniew Karaczun, ekspert Koalicji Klimatycznej i wiceprezes Polskiego Klubu Ekologicznego Okręgu Mazowieckiego.
Co zakłada projekt ustawy o rynku mocy?
Obecnie obowiązujący model elektrowni opartych na węglu będzie się stopniowo zmieniał. Propozycją na to jest ustawa o rynku mocy. Projekt ustawy ujrzał światło dzienne w grudniu 2016 roku.
Celem ustawy jest zapewnienie ciągłości oraz stabilności dostaw energii elektrycznej dla przemysłu, a także do gospodarstw domowych na terenie kraju w ilości i czasie, jakie wynikają z ich potrzeb. W związku z tym istotne jest stworzenie zachęt inwestycyjnych i modernizacyjnych.
Rynek mocy ma pochłaniać po kilka miliardów złotych rocznie. Skądś jednak te środki trzeba pozyskać... Z tym właśnie związana jest nowa opłata i zwiększenia naszych opłat za prąd.
Jak podaje portal www.money.pl, szacuje się, że zostanie ona wprowadzona w 2021 roku i jej wysokość dla gospodarstw ocenia się na 130 zł w 2021 r. i ponad 150 zł w 2026 r. Małe i średnie firmy za cztery lata mają płacić rocznie 520 zł więcej niż obecnie, a w 2026 r. o 625 zł więcej.
– Zmiany najbardziej odczują najubożsi. Różnica 140 złotych będzie wyraźna dla tych, którzy otrzymują dodatek energetyczny. W tej chwili osoby samotne dostają od państwa zaledwie 11,29 zł miesięcznie, a rodzina licząca co najmniej pięciu domowników niecałe 19 zł. Po wprowadzeniu nowego parapodatku, z tych 19 zł zostanie niewiele ponad 7 złotych – podsumowuje Zbigniew Karaczun.