Kupa żelastwa, a nie samochód. Taki widok zastali strażacy i ratownicy medyczni gdy przyjechali do Głogowinca koło Nakła. W ostatnią sobotę po godzinie ósmej rano doszło do tragedii. Mimo akcji strażaków, którzy próbowali wydobyć ciało Roberta z zakleszczonego samochodu i pomimo podjętej próby reanimacji nie udało się go uratować.
PRZECZYTAJ: Kierowca ROZTRZASKAŁ się na drzewie. Tragedia pod Nakłem [ZDJĘCIA]
Pan Robert mieszka pod Kcynią. W sobotę (18.04.2020) rano wracał z pracy do domu. Może jechał trochę za szybko. Może z dozwoloną prędkością. Tego nie wiadomo. To będzie to sprawdzał prokurator. Nie wiadomo też, dlaczego zjechał nagle na lewą stronę, wjechał na pobocze i uderzył w drzewo. Może zasnął za kierownicą. Może dostał zawału. Nie znamy odpowiedzi na te pytania. Pewne jest to, że zginął na miejscu.
- Nie było śladów hamowania – mówi podkomisarz Justyna Andrzejewska rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Nakle i dodaje: - Siła uderzenia była tak duża, że pojazd został kompletnie zniszczony, a 48-letni kierowca zginął na miejscu.
Utrudnienia na drodze wojewódzkiej W 241 trwały kilka godzin. Postępowanie mające na celu ustalenie wszystkich okoliczności tego tragicznego w skutkach wypadku prowadzić będą pod nadzorem prokuratury funkcjonariusze z Komisariatu Policji w Kcyni.