- Gdybyśmy otrzymali pomoc wcześniej, gdybyśmy dostali mieszkanie komunalne, to Ania by żyła - mówi nam załamany Grzegorz. Mężczyzna kochał nad życie swoją malutką córeczkę. - Teraz, po pożarze, nie dostałem z MOPS-u żadnej pomocy. Nie mieliśmy żadnej pomocy psychologicznej. Pomoc z MOPS-u była taka, że chcieli nas rozdzielić i zaproponowali nam miejsce w schroniskach dla bezdomnych - wyjaśnia z żalem w głosie 38-latek. Mężczyzna jest załamany. Jego roczna córeczka Ania i 72-letnia mama straciły życie w okropnym pożarze, który wybuch w hostelu znajdującym się przy ulicy Jar Czynu Społecznego.
Zobacz: Koszmarny bilans pożaru na Wyżynach. Bezwzględny żywioł zabił trzy osoby
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Grzegorz z rodziną mieszkał w maleńkim pokoiku. - Tego dnia (24 sierpnia - przyp. red.) było bardzo gorąco. Moja mama miała otwarte drzwi od pokoju, by był przewiew i ten ogień i dym musiał buchnąć na nich - mówi dziennikarzom "Super Expressu" mężczyzna. - Ten, przez którego doszło do pożaru, przeżył. Mojej mamie i córeczce nikt nie pomógł - dodaje.
Zobacz: Pijany Andrzej zasnął na kanapie z papierosem? W pożarze zginęły trzy osoby, w tym malutka Anusia
Tego dnia rodzinę Grzegorza spotkało wiele przykrości. - Po tym, jak Ania zginęła w pożarze, pani z MOPS-u nakrzyczała na moją żonę. Miała do niej pretensje, że wyszła z domu i zostawiła Anię pod opieką mojej mamy. Żona musiała wyjść z domu, bo małej mleko się skończyło - tłumaczy. Mężczyzna nie ma dobrego zdania o pracownikach bydgoskiego MOPS-u. - Wcześniej nie otrzymywaliśmy żadnych zapomóg, bo ja pracowałem i mieliśmy za wysoki dochód. Staraliśmy się o mieszkanie komunalne. Chcieli nam zabrać Anię, bo mieliśmy złe warunki mieszkaniowe. Pani z MOPS-u mówiła nam, że ona nie jest od tego, aby pomóc nam załatwiać mieszkanie - mówi rozżalony bydgoszczanin. Miesiąc temu Sąd Rodzinny i Nieletnich postanowił, że na czas sprawy Ania i zamieszka w rodzinie zastępczej.
Polecany artykuł:
Ci którzy znają jak bydgoski MOPS "pomaga" zorganizowali się teraz w internecie. Nasi dziennikarze chcieli porozmawiać z rzecznikiem prasowy MOPS-u o tym, dlaczego po takiej tragedii rodzina jest zmuszona prosić o pomoc w internecie. Marta Frankowska, rzecznik prasowy bydgoskiego MOPS-u nie chciała z nami jednak rozmawiać. Poprosiła o pytania na piśmie.
Zapytaliśmy się więc rzeczniczkę, jak ten pomaga panu Grzegorzowi i pani Emilii po tym, jak oni stracili córeczkę i mamę w pożarze i zostali bez dachu nad głową. - Postawione przez Pana pytanie pozostawię bez odpowiedzi bowiem dotyczy informacji o charakterze szczególnie chronionym, zawiera dane wrażliwe z punktu widzenia, m.in. ochrony danych osobowych. W powyższym przypadku tut. Organ nie posiada zgody osób zainteresowanych na upublicznianie danych, dotyczących pomocy świadczonej przez pracowników socjalnych - taką otrzymaliśmy odpowiedź.
Na szczęście Grzegorz i jego żona mogą liczyć na pomoc normalnych ludzi, którzy już wcześniej zorganizowali zbiórkę w internecie. Wtedy zebrali ponad 3 tys. zł.- Te pieniądze jednak nie trafiły do pana Grzegorza - zapewnia nas organizatorka zbiórki pani Małgorzata.
Mężczyzna nie radzi sobie z biurokracją. Nie spełnił warunków formalnych nie założył konta bankowego co było warunkiem przekazania mu pieniędzy.