Brutalne morderstwo w Tucholi. Co się stało za zamkniętymi drzwiami?
Ta tragedia wstrząsnęła mieszkańcami całego regionu. - Dla nas to jest szok. Oni razem po wsi za rączkę chodzili. Ja nawet nie wiem, jak on ma na nazwisko - mówi nam jedna z mieszkanka Zielonki koło Tucholi. Tutaj w poświąteczny poniedziałek (27 grudnia) w domku pod lasem w samym centrum Borów Tucholskich rozegrał się dramat.
Przeczytaj: Zakrwawiona Arleta uciekła z domu do sąsiadki! Potem znaleziono zwłoki jej konkubenta
Zobacz zdjęcia: Cezary podbił Arletę, a ona zadała mu śmiertelny cios. Krwawa łaźnia w cichej podtucholskiej wsi
Jeszcze przed domem śnieg jest zabarwiony krwią. Przez okno widać, że w kuchni leży przewrócony stół i krzesła, a na podłodze plama krwi.
- Razem pili, a potem bili nawzajem. Ona pół roku krzyczała, że zabije go nożem - mówi nam jeden z ich sąsiadów. We wsi Arleta S. (42 l.) i Cezary G. (+50 l.) nie mieli wielu znajomych. - On pochodził z Łodzi, a ona mieszkała z mężem w Bydgoszczy. Po rozwodzie dzieci wychowuje jej były mąż. Oni tutaj przyjechali jakieś pięć lat temu. Zamieszkali w domku po jej dziadkach. Arleta nikogo tutaj nie miała - wyjaśnia znajoma kobiety.
- W ten poniedziałek (27 grudnia) przybiegła do mnie. Była cała zakrwawiona. Myślałam, że przyszła do mnie spać, bo wcześniej, jak się pobili, to do mnie przychodziła na noc - wyjaśnia sąsiadka. - Powiedziała mi, że pchnęła Czarka nożem. To ja zadzwoniłam na policję - dodaje.
W chwili zatrzymania, Arleta S. była pijana. W jej krwi miała blisko 2 promile alkoholu. Dziś (29 grudnia) rano, po tym jak wytrzeźwiała, trafiła przed oblicze prokuratora. - Postępowanie jest prowadzone pod kątem zabójstwa - mówi nam Marcin Przytarski, prokurator rejonowy w Tucholi.