Ojciec bliźniaków Piotr B., w tragiczny poniedziałek po raz pierwszy od dwóch miesięcy wyszedł do pracy z kamienicy przy Kanałowej w Bydgoszczy (woj. kujawsko-pomorskie). Stella została w domu z bliźniakami Wincentym i Szczepanem. Chłopcy przyszli na świat 23 grudnia ub. r. Potem lekarze zdiagnozowali u mamy depresję. Dlatego Piotr B. przed wyjściem poprosił sąsiadkę, by doglądnęła Stelli. Znajoma przyszła do mieszkania za późno. Chłopcy nie żyli. Matka targnęła się na życie zażywając lekarstwa i popijając je alkoholem. Ją uratowano.
Zobacz także: Matka utopiła dwumiesięczne bliźniaki. Wstrząsające szczegóły koszmaru w Bydgoszczy
Przed godz. 13 ojciec dzieci otrzymał straszliwą wiadomość. Pognał do domu, z nadzieją, że wszystko będzie dobrze, ale okrutna prawda się potwierdziła. Szok, przerażenie, dudnienie serca, które chciało wyskoczyć z klatki piersiowej i kotłowanina myśli. Piotr B., nie wytrzymał na oddział psychiatryczny. - Lekarze z oddziału, na którym przebywa, nie wyrazili zgody na rozmowę z nim – mówi nam prokurator Marcin Stachowiak, wiceszef Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz – Południe.
Przeczytaj również: Tragedia w Bydgoszczy. Wstrząsające wyniki sekcji zwłok bliźniaków
Dzieciobójczyni też jest w szpitalu psychiatrycznym. Prokuratura ma dokumentację medyczną Stelli F. - Biegli będą wypowiadać się, czy opieka lekarska była prawidłowa i czy należało podjąć leczenie zamknięte – mówi prokurator Stachowiak.
Śledczy chcą wiedzieć, czy chłopcy byli przytomni, kiedy ginęli z ręki własnej matki. – Sprawdzimy, czy nie zostały im podane jakieś środki nasenne albo alkohol – zdradza prokurator.
Sprawdź ponadto: Tragiczną śmiercią maleńkich bliźniaków żyje cała Bydgoszcz. "Zabiła to, co kochała"
Tymczasem siostrzyczka chłopców, Łucja (5 l.) nie wie, dlaczego od kilku dni nie widziała mamy, taty i braciszków...