Strajk kierowców MZK w Bydgoszczy trwa od 24 czerwca, a końca nie widać...
W MZK w Bydgoszczy kierowców i motorniczych jest ponad 600 osób. To kobiety i mężczyźni w różnym wieku. Wszyscy znają się praktycznie na wylot. To co ich różni od siebie, nie miało znaczenia blisko dwa tygodnie temu. Dokładnie 24 czerwca z zajezdni autobusowej nie wyjechał ani jeden autobus i ani jeden tramwaj...
600 ludzi tak miało dość tego, że przestało im starczać od pierwszego do pierwszego, że zaczęli strajk. - Kierowca, to ciężka i odpowiedzialna praca - mówi Marcin Kwiatkowski (36 l.) kierowca miejskiego autobusu od 5 lat.
Ostatni raz w Bydgoszczy taki strajk, w którym wzięło by udział tyle osób, miał miejsce w 1980 roku, gdy rodziła się Solidarność. Wtedy strajkującym chodziło o godne życie. Teraz kierowcom i motorniczym z MZK chodzi o to samo. Mają dość tego, że mimo ciężkiej pracy, nie mogą utrzymać swoich rodzin. - Niech pan gada z Andrzejem Arndtem, to taki nasz nieoficjalny rzecznik - usłyszeliśmy od strajkujących, którzy stali za bramą zajezdni MZK.
Wrócą do pracy, gdy dostaną podwyżkę?
W niedzielę (3 lipca), strajkujący zebrali się na Starym Rynku pod bydgoskim ratuszem. Można powiedzieć, że posłuchali Donalda Tuska, który dzień wcześniej mówił na konwencji wyborczej PO, że jak trzeba będzie odsunąć PiS od władzy, to ludzie wyjdą na ulice. Donald Tusk na konwencji zapewniał, że jak PiS zostanie odsunięty, to zniknie drożyzna. Nie mówił, co zrobi, by tak się stało. Zapewniał jednak, że rządzić będzie rządzić Platforma, to ludziom będzie żyło się lepiej niż teraz.
Andrzej Arndt, z którym mam rozmawiać, słyszał to co, mówił Tusk. Pan Andrzej ma 65 lat i pamięta to, co się działo w Polsce i dlaczego w 1980 roku. - Moja legitymacja Solidarności w zakładzie miała numer 1 - mówi. - Kierowca może u nas zarobić do 3,6 tys. zł na rękę. Mamy 4 postulaty. Najważniejszy jest 1000 złotych podwyżki brutto dla każdego kierowcy - dodaje.
Strajk kierowców MZK. Prezydent Bruski nie zostawia na nich suchej nitki
Buntownicy wiedzą, że to, czy dostaną podwyżkę zależy od prezydenta ich miasta. Jest nim Rafał Bruski. Ten uważa, że strajk jest nielegalny. I nie chce rozmawiać ze strajkującymi. - To nie jest strajk, a indywidualny protest. Zgodnie z konstytucją mam prawo do wyrażania swoich opinii. Tak, wszyscy kierowcy i motorniczy indywidualnie protestują - mówi Arndt.
Władze Bydgoszczy robią, co mogą, aby zmusić buntowników do podjęcia pracy. W mieście została uruchomiona komunikacja zastępcza. Ludzie, którzy stoją na przystankach są wściekli. Nie są zadowoleni z liczby autobusów i ich tras. Kilka dzielnic nie ma komunikacji.
- Najgorzej mają ci, którzy dojeżdżają do pracy - mówi nam stojąca na przystanku Wiesława Krause (65 l.). Pani Wiesława uważa, że ta cała sytuacja, to wina... Jarosława Kaczyńskiego.
- Właścicielem MZK w 100 procentach jest miasto. Prezydentem jest Rafał Bruski - mówi Arndt. Pan Andrzej, jako jeden z nielicznych zbuntowanych kierowców, pamięta dwa z 21 sierpniowych postulatów strajkujących w stoczni Gdańskiej. "Zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym" - tak on brzmi. - Wiem, że prawdopodobnie ja i wszyscy kierowcy za ten okres, w którym nie pracujemy, nie dostaniemy wynagrodzenia. Piszę gdzie mogę, prosząc o finansowe wsparcie dla nas - mówi.
- Napisałem list do Donalda Tuska. Rafał Bruski to jego podwładny w Platformie Obywatelskiej - dodaje.