Krzysztof swoją historię opowiedział na łamach "Gazety Pomorskiej". Na początku sierpnia uczestniczył w największym festiwalu muzycznym w Polsce Pol'and'Rock w Kostrzynie nad Odrą. W czasie jednego z koncertów miał podejść pod scenę z puszką piwa. Przyznał, że złamał obowiązującą zasadę i kiedy podszedł do niego "Niebieski Patrol" nie stawiał oporu.
Zgodził się na przeszukanie. W jego trakcie ochroniarze znaleźli przy nim woreczek strunowy z czerwonym proszkiem. Jak twierdzi, zawsze nosi przy sobie bardzo ostrą przyprawę, paprykę. Poinformował ochroniarzy, co jest w woreczku i by wyjaśnić wątpliwości zaproponował wezwanie policji.
Z jego relacji wynika jednak, że ochroniarze uznali, że to dopalacze i wywieźli go do lasu i tam pobili. "Myślałem, że mnie tam zgwałcą" - powiedział w rozmowie z "Gazetą Pomorską". Sprawa została zgłoszona na policję, a także do organizatora festiwalu, czyli WOŚP.
Policja wszczęła postępowanie w tej sprawie. Wyjaśnienie jej jest o tyle utrudnione, że bydgoszczanin nie potrafił wskazać, gdzie miało dojść do pobicia, bo nie zna terenu. Możliwe jednak, że całe zajście widziała wolontariuszka "Czerwonego Patrolu". Trwają jej poszukiwania.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy odniosła się do sprawy. Jak przyznał Krzysztof Dobies, rzecznik WOŚP, wersja mężczyzny jest mało prawdopodobna. Wyjaśnienie tej sprawy pozostawia jednak policji.