Tomuś żył zaledwie trzy lata, a doświadczył więcej zła, niż niejeden dorosły. Zaczęło się właściwie od narodzin, kiedy jego mama, Angelika L., rozstała się z biologicznym ojcem chłopca. Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że miał on znęcać się nad żoną i siódemką ich dzieci. Niedługo później kobieta przyprowadziła do domu innego partnera. „Wujka”, bo tak nazywały go dzieci. Radosław M. uczynił z życia małego Tomka prawdziwe piekło.
Dokładnie 13 listopada 2017 roku na numer alarmowy zadzwonił mężczyzna, którym okazał się właśnie Radosław M. Poinformował ratowników, że Tomuś wypadł mu z rąk i potrzebna jest pomoc. Na miejsce, do mieszkania w jednej z kamienic przy ul. Droga Łąkowa w Grudziądzu, wezwano służby, a to, co zobaczyli ratownicy, przeraziło ich nie na żarty. Mówiło się nawet, że tak makabrycznie pobitego dziecka nie widzieli w całej swojej karierze.
Chłopiec był nieprzytomny, miał obrzęk mózgu. Wymagał natychmiastowej operacji, więc prędko przewieziono go do szpitala. Żył, kiedy trafił na stół operacyjny. Po operacji jeszcze przez cztery dni walczono o uratowanie 3-latka, ale jego stan był krytyczny. Niestety, mimo wysiłków lekarzy dziecko ostatecznie zmarło.
Kulisy życia Tomusia. Dziecko było katowane co najmniej przez kilkanaście dni
Śledztwo w sprawie śmierci Tomka odsłoniło przerażające kulisy jego życia. Z sekcji zwłok oraz opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej wynika bowiem, że obrażenia, przez które 3-latek zmarł, nie powstały jednego dnia, tylko były wynikiem kilkunastodniowego katowania dziecka. Siniaki i rany miały powstać między 3 a 13 listopada 2017 roku. Późniejsze zapisy wskazywały też na to, że katowanie być może mogło rozpocząć się wcześniej, bo już w sierpniu 2017 roku. Ślady wykryto na głowie, tułowiu, rękach, okolicach miejsc intymnych i nogach. Tomek miał krwiaka w pobliżu trzustki i obfite wylewy krwi. 13 listopada powstały najpoważniejsze obrażenia, które okazały się tragiczne w skutkach. Kolejne uderzenie w głowę doprowadziło do krwawienia wewnątrz czaszki, które spowodowało zgon chłopca.
W toku śledztwa dosyć szybko ustalono, że do obrażeń dziecka mógł doprowadzić jego „wujek” – Radosław M. Mężczyzna został zatrzymany, a wkrótce usłyszał zarzuty, które mówiły między innymi o znęcaniu się psychicznie i fizycznie ze szczególnym okrucieństwem nad mieszkającym razem z nim Tomkiem, synem jego konkubiny. W akcie oskarżenia napisano, że mężczyzna krzyczał na chłopca, straszył go, groził pozbawieniem życia. Miał również zamykać 3-latka w szafie i w piwnicy, kiedy był jego zdaniem niegrzeczny. W końcu sięgnął po przemoc fizyczną: uderzał pięściami i kopał po całym ciele. 13 listopada uderzył dziecko w głowę i spowodował u niego obrażenia skutkujące krwawieniem śródczaszkowym, co doprowadziło do masywnego obrzęku mózgu i finalnie do śmierci Tomka. Biegli wykluczyli, aby obrażenia mogły powstać w wyniku zabawy dziecka czy upadku, na przykład z łóżka. Linia obrony Radosława M., jakoby 3-latek wypadł mu z rąk, została więc storpedowana przez śledczych.
Sprawca znęcał się nie tylko nad Tomusiem, lecz także szóstką jego rodzeństwa
Zdaniem funkcjonariuszy, Radosław M. znęcał się nie tylko nad Tomkiem, ale również nad szóstką jego rodzeństwa oraz szczeniaczkiem, który należał do śmiertelnie pobitego 3-latka. Ustalenia śledczych pozwoliły dotrzeć do świadków, których zeznania obciążały mężczyznę, podobnie jak dowody, które udało się zgromadzić. To wszystko pozwoliło z kolei na zmianę początkowych zarzutów wobec Radosława M. i zaostrzenie ich. Prokuratura dodała między innymi zapis, mówiący o tym, że feralnego dnia, 13 listopada 2017 roku, mężczyzna miał działać z zamiarem zabójstwa dziecka. Jeśli chodzi zaś o rodzeństwo Tomka, sprawca miał stosować wobec nich przemoc, bijąc smyczą i rękoma po całym ciele. Izolował też rodzeństwo od siebie. Zdarzyło mu się nawet naruszyć nietykalność cielesną innego dziecka, które odwiedzało rodzeństwo Tomka.
Pozostałe dzieci Angeliki L., o których była mowa w tej sprawie, trafiły do placówki opiekuńczo-wychowawczej. Jak ustalił TVN, jeszcze w czasie, w którym Tomek trafił do szpitala, Angelika L. była w ciąży. Prokuratura już na początku postępowania wystąpiła do sądu rodzinnego o to, żeby uregulować sytuację prawną dzieci kobiety. Po urodzeniu chłopca, o podobny wniosek również wobec niego wystąpili śledczy, a sprawa trafiła do sądu rodzinnego.
Zresztą mama Tomka również nie była bez winy, jeśli chodzi o dramatyczne wydarzenia, które przeżył w swoim krótkim i pełnym bólu życiu. Zdaniem sądu, kobieta umyślnie miała doprowadzić do powstania u dziecka ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci chorób realnie zagrażających życiu. Chodziło między innymi o niedożywienie, znaczny stopień niedokrwistości oraz zakażenie dróg oddechowych o etiologii bakteryjnej. Angelika L. nie reagowała również na to, co jej dzieciom robił jej konkubent, Radosław M. Z materiału dowodowego, jaki zebrała prokuratura, wynikało także, że kobieta widziała fatalny stan zdrowia swojego dziecka, to, że Tomek był apatyczny, niedożywiony, miał nawet złamane obie ręce i liczne zasinienia na ciele oraz otarcia naskórka. Mimo tego, nie wezwała lekarza, nie załatwiła dla syna pomocy medycznej.
Marsz przeciwko przemocy wobec dzieci. Sprawa Tomusia poruszyła tysiące osób
Sprawa 3-letniego Tomka z Grudziądza wzburzyła nie tylko lokalną społeczność, ale i całą Polskę, która śledziła późniejszy proces relacjonowany przez media. Po tym, jak doszło do zbrodni, w mieście przeszedł nawet marsz przeciwko przemocy wobec dzieci, który zakończył się przed kamienicą, w której rozegrał się koszmar Tomka.
Informacje z sali rozpraw były szczątkowe, ponieważ z uwagi na dobro pozostałych dzieci proces został utajniony. Dziennikarzom udało się jednak ustalić, że zarówno oskarżony Radosław M., jak i Angelika L., zgodnie z opinią biegłych, byli poczytalni w momencie popełniania zarzucanych im czynów. Gdy śledczy zbierali dowody w sprawie, mężczyzna nie przyznał się do winy, podobnie jak mama chłopca, która twierdziła, że „nic nie zrobiła”, a dzieciom nie działa się krzywda w czasie, gdy mieszkała razem z Radosławem M., a przynajmniej ona tej krzywdy, ani obrażeń, nie zauważyła. Jej konkubent był w przeszłości karany, ona – nigdy.
W maju 2021 roku, po czterech latach od tragicznych wydarzeń, zapadł pierwszy wyrok. Sąd Okręgowy w Toruniu skazał matkę chłopca, Angelikę L., na karę pięciu lat pozbawienia wolności wykonywanej w systemie terapeutycznym. Kobieta została skazana, jak podano w uzasadnieniu wyroku, za brak opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo. Jej konkubent, Radosław M., usłyszał z kolei wyrok łączny 25 lat więzienia i zakaz kontaktowania się z małoletnimi pokrzywdzonymi oraz zbliżania się do nich na odległość mniejszą niż 50 metrów przez okres dziesięciu lat. Mężczyzna został skazany za znęcanie się i pobicie ze skutkiem śmiertelnym 3-letniego chłopca.
Wyrok był mocno krytykowany przez ludzi w mediach społecznościowych. Z wysokością kary nie zgadzały się nie tylko osoby postronne, które śledziły sprawę, ale także śledczy. Apelację wnieśli jednak obrońcy oskarżonych, którym najwyraźniej też nie podobał się wyrok, choć zapewne z innych względów, mających na uwadze właśnie Angelikę L. i Radosława M. Niewykluczone, że ich kara zostanie zmniejszona, lub zwiększona, bo Sąd Apelacyjny w Gdańsku pod koniec 2022 roku zdecydował o wznowieniu przewodu sądowego w sprawie skatowania i śmierci 3-letniego Tomka z Grudziądza. W rozmowie z Polską Agencją Prasową sędzia przekazał, że konieczne jest przesłuchanie biegłych lekarzy, którzy wydali drugą opinię w sprawie.
Sąd łagodzi karę dla sprawcy. Wzburzenie i apel o działania w "Super Expressie"
Ku zaskoczeniu wielu osób, Sąd Apelacyjny w Gdańsku finalnie w październiku 2023 roku zdecydował, że kara dla oprawcy Tomusia zostanie złagodzona. Tym samym Radosław M., zgodnie z decyzją wymiaru sprawiedliwości, posiedzi za kratami krócej o 10 lat. Karę zmniejszono bowiem z 25 do 15 lat pozbawienia wolności. Takim obrotem spraw oburzeni są między innymi przedstawiciele "Fundacji To Ja - Dziecko im. Kamila Mrozka z Częstochowy".
- Jesteśmy absolutnie zbulwersowani tym wyrokiem, a teraz walczymy o kasację. Występowaliśmy o nią w ubiegłej kadencji Sejmu oraz obecnie - powiedziała Agnieszka Kurczewska, działająca w ramach Fundacji, w rozmowie z "Super Expressem".
Sąd nie uzasadnił swojej decyzji publicznie, przekazano jedynie, że uzasadnienie jest niejawne. Nie wiadomo więc tak naprawdę, jakie przesłanki skłoniły wymiar sprawiedliwości do podjęcia tej decyzji. Wiadomo natomiast, że w sieci ruszyła petycja skierowana do prokuratora generalnego, Adama Bodnara. "Chcemy kasacji wyroku wydanego przez sąd dla zabójcy Tomusia z Grudziądza", grzmi jej tytuł. Szczegóły można znaleźć tutaj: petycja w sprawie Tomusia z Grudziąda.
- Bezwzględnie apelujemy o wniesienie kasacji od wyroku wydanego przez Sąd Apelacyjny w Gdańsku dla Radosława M. lub złożenie skargi nadzwyczajnej. Wyrok ten jest dla nas niezrozumiały i przede wszystkim umniejszający cierpieniu i śmierci małego, bezbronnego dziecka. Może on ponadto stanowić dla innych sprawców przemocy wobec dzieci niebezpieczny precedens i prowadzić do przekonania, iż kary orzekane za doprowadzenie do śmierci dziecka są znikome wobec wagi dokonanych czynów zabronionych - czytamy w opisie petycji.
Autorami pisma, jak podkreślono na koniec materiału, są: Maria Sady-Twardzik, Agnieszka Kurczewska, Piotr Kucharczyk, Marlena Wierzbicka, Anna Michalik-Majzner: Fundacja To ja – Dziecko im. Kamilka z Częstochowy. Z ustaleń "Super Expressu" wynika, że prokurator generalny, Adam Bodnar, skierował już sprawę do Sądu Najwyższego. Pozostaje czekać na efekty.