W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy ruszył proces Grzegorza J. podejrzanego o zabicie żony, policyjnej psycholog
- Do tej pory chciał uchodzić za skrzywdzonego przez żonę świętoszka - mówi nam jeden z bydgoskich policjantów.
Agnieszka S. i Grzegorz J. pobrali się, a potem wzięli kredyt na budowę domu pod Bydgoszczą. Mieli już syna, gdy postanowili się rozwieść. Ciągle jednak mieszkali pod jednym dachem, którego nie mogli sprzedać. W głowie Grzegorza narodził się okrutny plan. Najpierw udusił żonę. Potem zakopał jej zwłoki w garażu i próbował upozorować samobójstwo.
Agnieszka S. była doktorem z psychologi. Pracowała w komórce do spraw nieletnich w Komendzie Miejskiej Policji w w Bydgoszczy. Była pracownikiem cywilnym. Nadawała się do tej pracy. Miała to coś. Umiała rozmawiać z dziećmi. Mówiła im jakim świństwem są narkotyki i alkohol. Koledzy z pracy byli pod jej ogromnym wrażeniem.
Gdy w poniedziałek rok temu nie przyszła do pracy, a jej telefon nie odpowiadał wywołało to mała konsternacje. Policjanci jej samochód znaleźli nada brzegiem jeziora. Zaczęli podejrzewać, że ich koleżanka mogła zrobić sobie krzywdę. Do akcji wkroczyli nawet policyjni płetwonurkowie.
Stróże prawa dopiero po kilku dniach przesłuchali Grzegorza J., jej byłego męża. Mimo tego, że był z Agnieszką po rozwodzie od piątku do poniedziałku przebywał z nią pod jednym dachem.
W poniedziałek jechał do pracy na Śląsk i wracał w piątek. Nie miał ograniczonych prawa rodzicielskich. Razem spłacali kredyt. Mężczyzna po godzinie przyznał się do morderstwa i wskazał miejsce w w garażu w którym zakopał ciało swojej byłej żony.
Przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy odbywała się jego rozprawa.
- Mężczyzna zasłabł. Trafił do szpitala. Próbował z niego uciec. Wyskoczył przez okno łazienki na drugim pietrze. Miał pecha bo złamał sobie nogę - mówi nam osoba znająca sprawę.