Po dramatycznym wypadku w przedszkolu Mikołaj potrzebował pomocy. Zebrano pieniądze na specjalistyczne badania i sprzęt
Zbiórka na leczenie Mikiego trwała prawie dwa lata. Przypomnijmy, że w jednym z przedszkoli w Elblągu (woj. warmińsko-mazurskie) maluchom podano niepokrojone winogrona. Jednym z dzieci, które zjadło owoc był Mikołaj. Chłopiec zakrztusił się i trafił do szpitala. Pozornie błaha sytuacja przerodziła się w walkę o życie dziecka: najpierw w szpitalu w Elblągu, a później w Gdańsku. Mikołaj przeżył, ale wciąż trwa długa i żmudna walka o jego powrót do zdrowia.
Do Mikiego i jego mamy, pani Michaliny, wreszcie uśmiechnęło się szczęście. Zebrano pieniądze na specjalistyczne i bardzo drogie prywatne turnusy, ortezy, badania i sprzęt. Zbiórka na portalu siepomaga.pl kończy się 7 listopada. – To wszystko kosztuje horrendalne pieniądze i gdyby nie pomoc ludzi, nie byłoby mnie stać na pomoc własnemu dziecku – mówiła niedawno w rozmowie z "Super Expressem" pani Michalina i dodała, że na pomoc państwa ona i jej syn nie mają co liczyć. – Jesteśmy "niewidoczni" – stwierdziła. Mama Mikołaja ma w tej chwili jedno marzenia. Żeby jej ukochany syn wrócił i powiedział "Mama".
Aby pomóc synowi, pani Michalina musiała zrezygnować z pracy. Mama Mikołaja jest na świadczeniu pielęgnacyjnym. Kobieta mówi wprost, że zajmowanie się dzieckiem trwa 24 godziny na dobę. Opieka nad Mikim jest ogromnym wysiłkiem psychicznym i finansowym dla całej rodziny. – Non stop jeżdżę z Mikołajem na rehabilitacje, badania i specjalistyczne turnusy. Bardzo często nie ma nas w domu, nad czym ubolewam, bo cierpi na tym mój starszy syn Wiktor – żali się pani Michalina.