Tak właśnie było w niedzielę. - 66-letni mężczyzna podczas lotu paralotnią zaczął spadać w dół. Z relacji świadków wynika, że jedna z linek trzymająca skrzydło urwała się, maszyna zaczęła kręcić się wokół własnej osi. Pilot ostatecznie wylądował w koronie drzewa, gdzie zawisł – opisuje kom. Bartosz Matuszyk z policji w Lidzbarku Warmińskim. - Został ściągnięty na ziemię przez strażaków, którzy użyli specjalistycznego podnośnika – dodaje.
Ks. Kazimierz z połamanymi żebrami i przebitym bokiem trafił do szpitala. - Już wracałem, kiedy na wysokości ok. 100 m nastąpiła awaria paralotni. Krzyknąłem: Boże ratuj! I znalazłem się na drzewie – wspomina wypadek proboszcz.
Podobną przygodę duchowny miał w 2003 r. Zapatrzył się na piękne warmińskie krajobrazy i paliwo się skończyło. Dobrze, że wylądował na drzewie, bo pod nim sterczały suche pale wystające z bagna. Ratowali go myśliwi. - Chyba Bóg ma mnie cały czas w opiece, że po raz kolejny nie dał mi zginąć. Jak dojdę do pełni sił, ponownie się wzniosę do nieba – zapowiada duchowny.
Parafianie czekają na swojego proboszcza. - Ksiądz Kazimierz to wspaniały człowiek. Niczym anioł stróż patrzy na nas z góry - mówi pan Piotr, mieszkaniec Ignalina. Zdarzenia ma wyjaśnić Komisja d.s. Badania Wypadków Lotniczych.