Po powrocie z zagranicy zostałem zmuszony do spacerowania po mieście, a gdybym pojechał autobusem - opowiada mieszkaniec Gorzowa, który na święta wrócił do Polski z Wielkiej Brytanii.
Nasz rozmówca z lotniska w Warszawie razem z grupa innych powracających do Gorzowa przyjechał specjalnym autobusem. - Pojazd zatrzymał się w centrum miasta, przy katedrze i dalej mieliśmy sobie radzić sami. Dla bezpieczeństwa do domu poszedłem pieszo, ale czy tak powinno być skoro jestem potencjalnym zagrożeniem dla innych - pyta mieszkaniec.
- Wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Takie osoby powinny we własnym zakresie udać się do miejsca kwarantanny. Oczywiście postulujemy, by nie korzystały z transportu publicznego. Jeżeli ktoś zgłasza problem staramy się pomóc go rozwiązać - odpowiada Aleksandra Chmielnicka-Ciepły, rzecznik wojewody.
Z kolei Barbara 11 dni musiała czekać, aż ktoś skontaktuje się z nią w sprawie kwarantanny. Na granicy wypełniła specjalne formularze, wróciła do domu i... nic się nie działo. Papiery na szczęście w końcu dotarły do sanepidu i kwarantanna mogła się formalnie rozpocząć.
Piotr, który wrócił do Polski z Niemiec musiał udowadniać, że był za granicą. Formularz, który wypełnił nie dotarł do odpowiednich służb. Gdy zadzwonił do sanepidu usłyszał, ze nie ma go w systemie osób, które trzeba odizolować. Aby przekonać służby, że był za granicą musiał wysłać rachunek za paliwo z niemieckiej stacji benzynowej.
Jak nam powiedziała rzecznik wojewody nie ma możliwości by karty zaginęły. Ich wprowadzaniem do systemu zajmuje się Straż Graniczna.