Sytuacja nie jest za dobra. Przez pierwsze sześć miesięcy tego roku z zakładu odeszło dziesięciu kierowców. Sprawy nie ułatwiała epidemia koronawirusa. Dyrekcja zdecydowała, że pracownicy, którzy siedzą za biurkiem a mają uprawnienia do prowadzenia autobusów, wsiądą za kierownicę. Tak też się stało. Oczywiście nie jest to plan długoterminowy, ale na razie MZK-a może normalnie działać.
- Na co dzień kierownik działu dyspozycji przewozów i jednocześnie rzecznik zjechał z linii, bo realizował przewozy. Tak samo kierownik działu autobusowego. Kursy bisowe wykonywaliśmy pracownikami, którzy pracują na zupełnie innych stanowiskach. Robimy tak jeżeli jest taka potrzeba - wyjaśnia Roman Maksymiak, dyrektor MZK-a.
Nie lepiej dzieje się u motorniczych tramwajów. Na razie kursuje jedna linia, ale za jakiś czas wrócą "dwójki" i "trójki". Wtedy potrzebnych będzie ponad 20 osób. Plany są takie, by kierowców autobusów przyuczyć do kierowania twistów. Wtedy z kolei braki pojawią na liniach autobusowych. Dyrekcja myśli nad nowymi rozwiązaniami.